Siedem lat bez wolności, bez wyroku, bez procesu. To nie opowieść z czasów stanu wojennego, ani z historii Związku Sowieckiego. To dzisiejsza Polska – kraj Unii Europejskiej, w którym człowieka można zamknąć w szpitalu psychiatrycznym na podstawie nieprzejrzystych opinii biegłych i mechanicznie przedłużanych decyzji sądów. Tak właśnie wygląda historia pana Wojtka – bohatera naszego reportażu.
Rozmawiamy z nim przez telefon. To jego jedyny kontakt ze światem zewnętrznym.
– Nie mam żadnego wyroku. Nigdy nie byłem skazany. Siedzę tu już siedem lat. Po prostu zamknęli mnie, bo ktoś tak zadecydował – mówi spokojnym, wyważonym głosem. – Wielu lekarzy nawet się ze mną nie spotkało. Opinia? Wystarczy jeden, a podpisują się trzej.
Fałszywe opinie – systemowa fikcja
Z relacji pana Wojtka wyłania się obraz głęboko patologicznego systemu. Kluczowym mechanizmem, który umożliwia bezterminowe przetrzymywanie ludzi w zamkniętych ośrodkach psychiatrycznych, są opinie biegłych. Jak twierdzi bohater, w praktyce często przygotowywane są one przez jednego lekarza, który potem dostarcza gotowy tekst do podpisania dwóm innym, nieuczestniczącym w badaniu.
To, co powinno być rzetelną, kolegialną diagnozą trzech niezależnych ekspertów, w rzeczywistości staje się fikcją prawną, na podstawie której ogranicza się człowiekowi wolność – często na lata.
– To nie są opinie lekarskie, tylko dokumenty pod konkretne zamówienie – mówi pan Wojtek. – Czasem nie poznają nawet mojego imienia.
Sędziowie na autopilocie
Sytuację pogarsza praktyka sądowa. Jak twierdzi nasz rozmówca, sądy działają automatycznie – jednoosobowe składy sędziowskie, bez dogłębnej analizy materiału dowodowego i bez przesłuchiwania świadków, bezrefleksyjnie przedłużają pobyt w szpitalu.
– To przypomina procedurę administracyjną, nie sąd karny – zauważa pan Wojtek. – Nikt nie chce ponosić odpowiedzialności, więc przedłużają areszt „dla bezpieczeństwa”. Tyle że nie ma żadnych przesłanek.
W efekcie człowiek trafia do zamkniętej placówki, traci wolność, kontakt z rodziną, majątek, zdrowie, a wszystko to dzieje się bez orzeczenia o winie, bez postępowania karnego i bez możliwości realnej obrony.
Czy Polska ma Guantanamo psychiatryczne?
To pytanie nie jest przesadzone. Wystarczy przywołać sprawę Tomasza B., który przez 9 lat przebywał w zamkniętym ośrodku w Rybniku – także bez wyroku, tylko na podstawie opinii biegłych. Dopiero po ujawnieniu skandalu przez media udało się doprowadzić do jego uwolnienia.
– Nie jestem jedyny – mówi pan Wojtek. – Nas tu jest więcej. Nikt nas nie słucha. A przecież to są jednostki zamknięte bez prawa głosu.
Psychopaci orzekają o normalności innych
Najmocniejsze słowa padają na końcu rozmowy.
– Psychopaci orzekają o normalności innych. Ludzie bez sumienia, bez refleksji. Zbudowali system, w którym można zniszczyć człowieka jednym podpisem. Bez sądu, bez winy, bez świadków. Tak wygląda dziś Polska.
Pan Wojtek nadal przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Nie wiadomo, na jak długo. Co pół roku sąd dostaje kolejną „ekspertyzę”. Żaden z dotychczasowych sędziów nie zakwestionował ani jednej.
Ten reportaż to nie tylko osobista tragedia jednego człowieka. To obraz systemowej zapaści i wołanie o natychmiastową reformę procedur przymusowej hospitalizacji psychiatrycznej w Polsce. Bo dziś w tym systemie może znaleźć się każdy.