Afera teczkowa? Lista Wildsteina? Wojna na teczki? Lista agentów SB?, a może „dzika lustracja”?
(teczki inaczej – w opracowaniu )

Tak od razu, jak ktoś lubi czytać książkę telefoniczną to podaje link do strony z .zip listy Wildsteina.
A resztę inteligentnych zapraszam do publikacje zamieszczonych w witrynie i wyrażenia swoich opinii. Przypuszczalnie, niedługo lista ta będzie opublikowana też na stronach witryny i to w formie łatwiejszej do przeglądania. Sam Kaczyński stwierdził, że stanowi ona własność całego społeczeństwa.
Tak dla ciekawskich, mających stare komputery, lub nie bardzo obeznanych z ich obsługą, podaję przykładowe strony z listy zaczynając od litery A, potem trochę złośliwie np. nazwiska na Be, i może na literę E, ponieważ zawiera mało nazwisk.
Chciałbym zwrócić uwagę, jak wiele jest niepolskich nazwisk na tych listach – kto zajmował się donoszeniem na ciężko pracujących POLAKÓW??? Chyba nie muszę wskazywać palcem…  Przypuszczam, że cała lista w łatwo dostępnej formie będzie dostępna na stronach AFERY PRAWA, ponieważ dalej urzędnicy sądowi (potocznie sędziowie) i podobni nazywający się „władzą” wkurwiają mnie na okrągło swoją arogancją głupotą i niekompetencją.

Lista Wildsteina w formacie .pdf – łatwiejsza do przeglądania jeżeli posiadamy Acrobat Reader.

nazwiska
na litery: A-C
nazwiska
na litery: D-F
nazwiska
na litery: G-H
nazwiska
na litery: I-K
nazwiska
na litery: L-M
nazwiska
na litery: N-P
nazwiska
na litery: R-S
nazwiska
na litery: T-Z

Od chwili rozpowszechnienia listy katalogowej, tzw. listy Wildsteina, z warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej padają z wielu stron zapewnienia, że niewiele można z niej odczytać. Tymczasem jak się okazuje, pewne informacje można z niej wydobyć.
O ile nie można na jej podstawie do końca rozróżnić tajnych współpracowników komunistycznej bezpieki od kandydatów na agentów, o tyle jeśli chodzi o pracowników służb specjalnych PRL, sprawa jest mniej skomplikowana. O tym, czy ktoś był etatowym funkcjonariuszem, można się dowiedzieć po zapoznaniu się z tzw. rozszerzoną listą. Zawiera ona dwie dodatkowe rubryki, o czym można się przekonać, korzystając z niej w programie Exel, który umożliwia ich otwarcie.
Pracownicy IPN potwierdzają, że rubryki te były w liście inwentarzowej w formie tzw. zakładek, lecz nie były udostępniane użytkownikom. Podają one informacje na temat nazwy jednostki, z której pochodzi teczka, np. WUSW – Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych, KWMO – Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej, MSW – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, KBW – Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego itp., oraz nazwę bazy. Kluczowy charakter ma informacja zawarta w tej ostatniej rubryce. Jeśli widnieje tam wpis: „akta osobowe”, wówczas mamy do czynienia z pracownikiem specsłużb w okresie PRL, a jego teczka jest dostępna w IPN. Przy nazwiskach tajnych współpracowników i osób wytypowanych na agentów umieszczono określenie – „jedynki akta” lub „jedynki MKF” (chodzi tu o zachowanie się akt pod postacią mikrofilmu). Możliwość dokonania takich ustaleń w oparciu o dodatkowe rubryki potwierdzają pracownicy IPN, zastrzegając jednocześnie, że oprócz operacyjnych funkcjonariuszy służb akta osobowe posiadał też personel techniczny.
Z pełną listą, wraz z rozszerzeniami, można się zapoznać m.in. na stronie internetowej tygodnika „Głos”. Według zapewnień posła Antoniego Macierewicza, inicjatora umieszczenia tam katalogu IPN, pokazanie, kto był pracownikiem bezpieki, ma sprzyjać ujawnieniu całej prawdy o okresie komunistycznym. Poseł domaga się od IPN opublikowania pełnej zawartości tej listy katalogowej. Znajduje się na niej 162 tys. nazwisk, ale niektóre się powtarzają z uwagi na istnienie kilku teczek z różnych źródeł. [ZB]

Naczelny Sąd Administracyjny uwzględnił skargę kasacyjną rzecznika praw obywatelskich dotyczącą potwierdzenia statusu osoby pokrzywdzonej. Zgodnie z ustnym uzasadnieniem wyroku Instytut Pamięci Narodowej będzie musiał osobom wnioskującym o nadanie statusu osoby pokrzywdzonej wydawać nie jak dotychczas zaświadczenie, ale decyzję.

Konstytucyjnym prawem każdego jest prawo do sądu, a z niego w przypadku spornego zaświadczenia nie można skorzystać. Decyzję wydawaną przez IPN będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.

Z treścią wydanego przez IPN zaświadczenia nie zgodził się jeden z wnioskodawców, któremu odmówiono statusu osoby pokrzywdzonej. Powodem był brak jakichkolwiek dokumentów. Problem w tym, że IPN odmawia statusu pokrzywdzonego również w przypadku potwierdzenia współpracy. A sama treść zaświadczenia nie rozstrzyga, do jakiej kategorii należy wnioskodawca.

Do obowiązkowej lustracji swoich członków namawia PiS i PO, ale np. profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego nie chcą się poddać lustracji. Czyżby wszyscy byli agentami SB? – fakt, sporo ich się tam zakamuflowało… dzisiaj wyjątkowo trudno znaleźć autorytety 🙂

 Afera teczkowa? Lista Wildsteina? Wojna na teczki? Lista agentów SB?, a może „dzika lustracja”?
Ostatnio politykami, dziennikarzami, a w zasadzie całą elitą władzy  poruszają te i podobne tytuły. Już wcześniej Jan Rokita i Roman Giertych zapowiedzieli, że „przeleją całe to całe szambo teczkowe” do Internetu, żeby wreszcie wszystko było jawne. Tak zrobiono przecież w Niemczech i Czechosłowacji, tylko w Polsce partyjni działacze PZPR, aferzyści i szpiedzy SB, czyli wszelcy cwaniacy i kombinatorzy walczą o nie publikowanie ich nazwisk z wiadomych przyczyn. Wprawdzie była już opublikowana  lista agentów SB szefa MSW Antoniego Macierewicza, ale dotyczyło to osób publicznych. Teraz chodzi o teczki które znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej [IPN], czyli o wspólne dobro wszystkich Polaków. Chodzi o listę nazwisk – ok. 240tys. teczek z zasobów archiwalnych centrali peerelowskiego MSW. Na dzień dzisiejszy lista ta  jest jawna dostępna w IPN dla upoważnionych osób np. historyków, dziennikarzy itp. Żeby nie było żadnych nierówności społecznych, została wniesiona do sieci.

Udostępnił ją Bronisław Wildstein działacz opozycji lat 70., publicysta „Rzeczpospolitej”, jeden z najgorętszych zwolenników lustracji i ujawnienia archiwów Służby Bezpieczeństwa PRL – ogłosił, że to on wyniósł listę z IPN. Za to zresztą został zwolniony z pracy. Haki na niego szuka znany nam ze służalczości prokurator Olejnik. Dziwne tylko, że Prokuratura Krajowa nie zajmuje się obrabowaniem społeczeństwa polskiego (345 mln zł), łapaniem aferzystów i złodziei  z AWS i SLD – rozwiązać trwającą od 1990r słynnej afery FOZZ.

Na tej liście są funkcjonariusze SB, współpracownicy SB, tajni agenci bardzo różnych zresztą kategorii, i ci, którzy byli wytypowani przez SB na tajnych współpracowników, o czym mogli zresztą mogli nie wiedzieć.
Obok imienia i nazwiska jest sygnatura, pod jaką teczka danej osoby jest przechowywana w IPN. Jeśli numer poprzedza jedno „0” – oznacza, że to pracownik UB lub SB; „00” – że to osoba zakwalifikowana przez SB jako tajny współpracownik lub kandydat na tajnego współpracownika – wyjaśnia prof. Andrzej Friszke, członek kolegium IPN.
Lista nazwisk zresztą obejmuje tylko te teczki, które się zachowały i którym nadane zostały sygnatury oraz są w zbiorach IPN. Wiadomo, że większość teczek tajnych współpracowników w MSW zniszczono w latach 1989-90, ale jest szansa, że „na wszelki wypadek” są prywatnie skopiowane i też mogą w odpowiednim czasie „ożyć” – zwłaszcza w rozpoczynającej się kampanii wyborczej.

Przeciw redaktorowi Wildsteinowi została przeprowadzona nagonka przez wpływowe osoby które stale się obawiają prawdy. Np. w TVP1 red. Żakowski przedstawił przykład socjologa prof. Jadwigę Staniszkis, znaną komentatorkę polskiej sceny politycznej, represjonowana w 1968 r. – jako ofiarę listy.
Prawdą jednak jest taka, że 90% nazwisk listy to faktyczni współpracownicy SB, a niecałe 10% to np. „typowani do współpracy”, czyli te „00”. Faktem pozostaje, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą” i nie da się uniknąć wpadek. Jasne, że każdy, kto uważa się za niewinnego będzie mógł swoje racje uzasadnić.  Występujący w programie mec. Maciej Bednarkiewicz od razu straszy, że rozpowszechnienie listy może narazić IPN na procesy ze strony osób, które się na niej znalazły, a nie życzą sobie, by upubliczniać w takim kontekście ich dane. I powiedział, że podjąłby się prowadzenia takiej sprawy.
Mam pytanie do mecenasa: czy potrafi obsługiwać komputer? co zrobił ze swoją teczką? i gdzie kończył to swoje prawo? Jasne, że zastraszanie to domena gangów i władzy.
Nagonkę medialną prowadzi też „Gazeta wyborcza”, ponieważ wiadomo, że większość pracujących tam redaktorów była współpracownikami SB, tak że mają co się obawiać. A przykładem jest choćby Lesław Meleszko, zapalony esbek piszący świetne artykuły, a w latach 1997-80 również świetne donosy na studentów i kolegów z pracy. 

Czy lustracja może przynieść więcej szkód niż pożytku, jak starają się nam wmówić byli agenci SB, lub PZPR?
Ja osobiście z tym bym się nie zgodził. I w przeciwieństwie do nich nie będę tu wciskał politycznego kitu, tylko zamieszczę parę ciekawostek.
Akurat prawdę znam osobiście, ponieważ w latach 1975-80 studiowałem w Krakowie na AGH. Przez trzy lata byłem szefem uczelnianej propagandy w klubach Karlik – Perspektywy, chyba jako jedyny niepartyjny.
Przygotowywałem występy kabaretów, ale i spotkania polityczne pt. „Drogi i bezdroża polityki”, wtedy dr Jerzego Jaskierni, wykładowcy UJ dopiero zaczynającego swą polityczną karierę.
Jasne że były naciski, ale przymusu wcale nie było. Jak ktoś nie chciał się podpisać to siłą go nikt nie zmuszał. Robiły tak te osoby, którym marzyła się szybka kariera, łatwe pieniądze – słowem leworęczni cwaniacy, lub pochodzenia żydowskiego. Jasne, że robiło się to kosztem całego „gorszego” pracującego społeczeństwa. Sklepy puste, kartki na żarcie, picie, palenie… nie było wesoło. Niektórzy marzyli sobie o lepszym życiu, najlepiej tak bez pracy.
Wspomnę tu o tzw. „szkoleniach”. Zostałem nawet raz zaproszony na takie tygodniowe „przeszkolenie”. Naprawdę było świetnie. Można było też zabrać dodatkowo nawet swoją dziewczynę. Jechało  się do innego miasta – myśmy akurat byli w Zakopanym.  Darmowe zakwaterowanie, pobudka gdzieś o 10, dobre żarcie, następnie 2-3 godziny wykładów, obiad i po nim impreza i picie prawie do rana, a dziewczyny do wyboru. Komu by to się nie spodobało w czasach kiedy prawie nic nie można było kupić?
Fakt pozostaje jednak taki, że niejeden Cimoszewicz zapisał się do PZPR, a Raczkowski brał udział w tworzeniu „NZS” i pierwszych tajnych spotkaniach solidarnościowych organizowanych na UJ, ponieważ wkurwiało go takie wyzyskiwanie i oszukiwanie narodu.
Ale jeszcze lepsze numery były z „zasłużonymi członkami – studentami z ZSRR”, którzy „w nagrodę” przyjeżdżali do Polski. Z racji pracy w klubach miałem niejednokrotnie okazję przygotowywać im przyjęcia. Przywozili ze sobą niesamowite ilości markowej wódki, (ale złota, czy rubli nie uświadczył), ale nawet taki Iwan który miał 2.5 promila alkoholu powtarzał, że wierzy wyłącznie w Lenina…
Poruszali się minimum parami, a każdy pilnował każdego. Śmialiśmy się, że parami chyba nawet srają…
Na parkiecie z taką „ruską” studentką można było wszystko zrobić, kleiły się niesamowicie, siadały na kolanach, słowem „leciały” na Polaków, ale na pojedyncze wyjścia do pokoju już w żaden sposób nie dawały się namówić – „nie nada…” , mogą „to” robić, ale w towarzystwie innych inaczej zaraz będzie miała donos usłużnego kolegi w swojej teczce i skończy się jej kariera…
Przypuszczam, że na szkoleniach w Moskwie, czy Pradze naszych dzisiejszych prominentów, odbytych przez byłych partyjnych działaczy było podobnie.
Dlatego nie wierzę w żaden kit propagandowy, że członkowie np. „Stowarzyszenia Ordynacka” byli zmuszani do współpracy – chyba że na kacu już nic nie mogli…  🙂