Miniaturka do filmuBiałostockie uroczystości upamiętniające odzyskanie niepodległości przez Polskę w 1918 roku.

Poniżej znajduje się dokument zarejestrowany 10 listopada 2013 w Białymstoku w wigilię tego Święta.
Jest to kontynuacja artystycznego przedstawienia faktów historycznych, oraz Białostockiego Marszu Niepodległości, przygotowanego przez Katarzynę Panasewicz, która będąc jeszcze w stowarzyszeniu Solidarni2010, przecierała szlaki niechęci i dezaprobaty większości organizacji i stowarzyszeń w naszym mieście. Niewiele osób wyciągało wtedy pomocną dłoń.
Nawet wewnątrz Solidarnych2010 miała więcej przeciwników niż zwolenników tej inicjatywy. Większość była skupiona na pomyśle byłej prezes Solidarnych2010, Elżbiety N(…)., która na ten czas przygotowywała „Koncert Kolęd Patriotycznych” i nie w głowie jej był „jakiś tam marsz”. Pamiętam jak dziś jej słowa – „Nie angażujmy się w to, bo to nie wypali”. Przykro jest dziś patrzeć na przechwałki różnych „organizatorów” jak to wymyślili i kontynuują wspaniałą inicjatywę, a w rzeczywistości mocno się mijają z prawdą, bo jedynym inspiratorem i wykonawcą tego pomysłu – Białostockiego Marszu Niepodległości, była Katarzyna Panasewicz wspierana na początku zaledwie przez kilka osób. Kochani organizatorzy, dlaczego nikt nie wspomina inicjatorki tej imprezy, a takie nieładne zachowanie ma miejsce już drugi rok. Wstyd mi za was.

Zaangażowanie w dwóch imprezach masowych jest trudne, widocznie dlatego wielu członków Solidarnych2010 niechętnie wspierało Białostocki Marsz Niepodległości, a jednak Katarzyna pokonała wszelkie przeciwności i pierwszy tak duży marsz w 2011 roku, doszedł do skutku (film z imprezy).
Lokalne środowiska polityczne (przez szacunek do niektórych osób nie wspominam jakie), też niewiele pomagały, dając na odczepnego jałmużnę w postaci kilku groszy, by potem dumnie wypinać pierś promując się politycznie, a od samego początku miała to być inicjatywa czysto społeczna, tak od nas – mieszkańców Białegostoku, bo polityczne popisy są zawsze na ogólnym „spędzie” 11 listopada, robionym przez lokalne władze. Tam dopiero odbywa się promocja establishmentu politycznego, oczywiście za pieniądze podatników.

Nie powinienem krytykować organizatorów obecnego marszu, bo się napracowali, ale powiem tylko, że teraz marsz wygląda podobnie do pierwowzoru, ale odsunięcie i zmarginalizowanie głównego pomysłodawcy – Katarzyny Panasewicz, skutkuje tym że marsz stał się tylko namiastką swojego protoplasty, a upolitycznienie marszu jest wręcz groteskowe i niesmaczne. Odczytywanie nazwisk działaczy politycznych na wstępie kojarzy się z partyjnymi spędami pierwszomajowymi gdzie ludzie byli na drugim planie, a tylko towarzysze KC brylowali orderami. Mam nadzieje, że był to tylko błąd w sztuce i organizatorzy nigdy do tych praktyk już nie wrócą.
Panowie politycy – promocja owszem, ale nie kosztem społecznych inicjatyw. Jeżeli coś dajecie, to dajcie po cichu, bo tylko skromność jest cnotą.

Przykro i smutno jest mi patrzeć na to, gdyż w tamtą niedzielę znów mieliśmy w Białymstoku dwa Marsze Niepodległości. Słowo dwa wskazuje, że Białystok jest nadal podzielony, a święto które powinno nas łączyć, ciągle nas dzieli. Dlaczego jest tak, że Polak z Polakiem nie potrafią stanąć ramie w ramie i iść razem ku przyszłości. Mamy jeden cel i tych samych wrogów, a działamy jak otumaniona gawiedź ciągnąca linę na jarmarcznym festynie – każdy w swoją stronę. Jeżeli ma się coś zmienić w naszym kraju, to zacznijmy łączyć, tylko taki cel przyświecał Białostockiemu Marszowi Niepodległości jaki wymyśliła Kasia Panasewicz i wróćmy w przyszłości do tego pomysłu.
Komu zależało, by to zniweczyć?  Komu zależało na tym, by dzielić białostockie społeczeństwo na was i na nas, na lepszych i na gorszych, na białych i na czerwonych?

– Dziel i rządź

JP

Link do filmu

 

 

Na dodatek film jak harcerze pięknie kończą Marsz Niepodległości.

Link do filmu Harcerze

 

 

 

1Dziel i rządź (łac. divide et impera) – stara i praktyczna zasada rządzenia polegająca na wzniecaniu wewnętrznych konfliktów na podbitych terenach i występowaniu jako rozjemca zwaśnionych stron. Jako pierwsi zastosowali ją Rzymianie na Półwyspie Apenińskim (podpisywali umowy między podbitymi ludami, zwanymi odtąd „sprzymierzeńcami”, a sprzymierzeńcom nie wolno było podpisywać umów między sobą, przez to prowincje nie mogły się zjednoczyć, aby pokonać Rzymian). Przykład: bitwa na Polach Katalaunijskich.

Zasadę tę stosowano także w sprawach wewnętrznych państwa. Czynili tak już cesarze rzymscy, ale jednym z najlepszych przykładów był król Francji Ludwik XIV, który wygrywał ambicje jednych ministrów przeciwko innym, by żaden z nich nie zajął zbyt silnej pozycji i stał się dla monarchy niezastąpionym. Ogólnie rzecz biorąc, jest to taktyka silniejszych i zwierzchnich ośrodków władzy, które bronią swej pozycji, osłabiając walkami opozycję. We współczesnych, demokratycznych systemach politycznych zasada ta jest postrzegana negatywnie, ze względu na jej destrukcyjne efekty i antysolidarystyczne oblicze.

W okresie zaborów

Zasada dziel i rządź była stosowana w okresie zaborów przez wszystkich zaborców, by osłabić siłę narodu polskiego i uniemożliwić odbudowę państwa lub włączenie do niego określonych obszarów. W każdym wypadku wyodrębnienie kolejnego narodu lub stworzenie odrębnej świadomości etnicznej na pograniczu kulturowym służy silniejszej stronie (np. niemieckiej, w przypadku wyodrębniania narodowości śląskiej od początku XX i w XXI w.; albo współcześnie w XXI w. polskiej lub rosyjskiej, w przypadku wyodrębnienia narodowości żmudzkiej w łamach narodu nowolitewskiego), ponieważ z jednego bytu wyodrębniony zostaje dodatkowy byt, który może być przeciwstawiany słabszemu rywalowi.

Przykładem jest wsparcie i inspiracja od 1848 r. przez władze austriackie ruskiego ruchu greckokatolickiego, a później „ukraińskiego”, który przeciwstawiano polskiej przewadze politycznej i gospodarczej w Galicji. Po umocnieniu dotychczas nieistniejącej (według zasady gente Rutheni, natione Poloni; czyli Polacy pochodzenia ruskiego) odrębnej świadomości narodowej oraz stworzeniu kierownictwa politycznego (pierwszym była Główna Rada Ruska) wyzyskiwano podsycane sprzeczności do hamowania polskich dążeń politycznych (zob. dalej Źródła)[1].

Rosja carska wspierała natomiast odrębną świadomość ruską na ziemiach zabranych, a po przymusowej likwidacji w 1839 r. kościoła unickiego i wymuszonym powrocie do prawosławia ludność tę traktowano jako „szczep rosyjski”. Ograniczano administracyjnie kulturowe wpływy zachodnie, co oznaczało w praktyce polskie, zabraniając np. piśmiennictwa ruskiego przy użyciu alfabetu łacińskiego (zob. litwinizm) oraz jakichkolwiek form kształcenia w języku polskim nawet dla katolików. Do powstania styczniowego działania te nie zatrzymały, ale stopniowo wyhamowywały rosnące poczucie jedności i wspólnoty „narodu” dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ostatnim przejawem poczucia jedności były jeszcze liczne manifestacje patriotyczne na całym terytorium dawnej RON w 1861 r. (zob. manifestacja w Kownie i manifestacja w Horodle). Po upadku powstania styczniowego, w którym działania zbrojne toczyły się również na ziemiach b. Wielkiego Księstwa Litewskiego m.in. z masowym udziałem litewskojęzycznego chłopstwa żmudzkiego, władze carskie działania dezintegracyjne skierowały na wsparcie odrębnej świadomości „litewskiej” (zob. Gimnazjum w Mariampolu) w oparciu o litewskojęzyczną część społeczeństwa Wielkiego Księstwa Litewskiego (zob. Litwini w znaczeniu historycznym). W trakcie okupacji niemieckiej Żmudzi, Kowieńszczyzny i Wileńszczyzny podczas I wojny światowej wsparcia istniejącej już odrębnej narodowej świadomości litewskiej udzielili Niemcy, początkowo by stworzone kadłubowe państewko związać z Niemcami, a pod koniec wojny, by utrudnić odbudowę silnego państwa polskiego, którego terytorium otaczałoby Prusy Wschodnie (zob. Litewska Rada Państwowa utworzona we wrześniu 1917 r. – Taryba).

Władze niemieckie i pruskie w swojej polityce również starały się zapobiec wytworzeniu się lub utrzymaniu poczucia wspólnoty wśród obywateli państwa, którzy używali języka polskiego i gwar tego języka. Na przykład przerysowywano różnice językowe wprowadzając terminy typu „Wasserpolen„, albo w spisach ludności stosowano kategorie Mazurzy, Warmiacy itp., wspierano także organizacje, których działalność kulturalna akcentowała odrębność od narodu polskiego i jedność polityczną z państwem niemieckim.

II wojna światowa

Zasadę dziel i rządź wobec ludności okupowanej Polski zastosowali także naziści. Według niej przeprowadzono plany germanizacyjne skierowane wobec etnicznych mieszkańców różnych polskich regionów. Najbardziej znanymi akcjami germanizacyjnymi były Goralenvolk oraz Kaschobenvolk[2]. Heinrich Himmler w swoim ściśle tajnym memorandum pt. Traktowanie Obcych rasowo na wschodzie, z 25 maja 1940 roku opisał niemiecką taktykę w Polsce:„Musimy podzielić Polskę na tak wiele różnych grup etnicznych, na wiele części i podzielonych grup jak to jest tylko możliwe”[3]. Natomiast w w swoich refleksjach pt. Kilka myśli o traktowaniu obcoplemiennych na wschodzie pisze:

Musimy starać się uznawać i podtrzymywać jak najwięcej odrębnych narodowości, a więc obok Polaków i Żydów także Ukraińców, Białorusinów, Górali, Łemków i Kaszubów. Jeśli gdziekolwiek jeszcze się da znaleźć jakieś odłamy narodowościowe – to te także.(…) Chcę przez to powiedzieć, że najbardziej zainteresowani jesteśmy nie tym, ażeby ludność wschodu jednoczyć, lecz przeciwnie, ażeby ją rozbić na możliwie wiele części i odłamów. Nie leży w naszym interesie doprowadzanie wymienionych narodowości do jedności i wielkości i stopniowe budzenie wśród nich świadomości narodowej i rozwijanie kultury narodowej, lecz przeciwnie,rozbicie ich na niezliczone małe odłamy i cząstki. (…) W ciągu (…) 4 do 5 lat np. pojęcie Kaszubów musi stać się nieznane, ponieważ wówczas kaszubskiego narodu już nie będzie (odnosi się to szczególnie do Prus zachodnich). Musi być także możliwe w okresie nieco dłuższym spowodowanie zniknięcia na naszym obszarze narodowych pojęć Ukraińców, Górali i Łemków. To co zostało powiedziane o tych odłamach narodowych, odnosi się w odpowiednio większych rozmiarach także do Polaków[4].

Podobne działania podjęto na ziemiach polskich anektowanych przez III Rzeszę. Dla przykładu w spisie w roku 1940 przygotowanym zgodnie z zasadą dziel i rządź w rejencji katowickiej prowincji Śląsk wprowadzono kategorię narodowość śląska, na Śląsku Cieszyńskim „narodowość ślązacką” (Slonzaken Volk), a tych którzy podali narodowość „Górnoślązak” (Oberschlesier) przypisano do kategorii: narodowość niemiecka[5]. W zakresie języka w tym spisie można było deklarować na Śląsku Cieszyńskim język „ślązacki” (Slonzakisch), a Górnoślązacy mogli podać język „wasserpolnisch” (co w oczywisty sposób miało zniechęcać i zniechęcało do takiej deklaracji) – zaledwie 104 tys. osób podało taki „język”.

Źródło przypisów: Wikipedia