Dziw bierze, jak łatwo agentura rozpracowuje środowiska patriotyczne od środka, a osoby które powinny być czułe na wewnętrzne ataki, same stają się zmanipulowanym narzędziem . Do niedawna pewne Stowarzyszenie Białostockie miało wielu bardzo prężnych działaczy i i kilka autorytetów. Dziś z tego została garstka zapaleńców, ale to już nie to samo.
Członkowie, dotąd zgodnie współpracujący, dali się podejść jak małe dzieci – podzielić, skrócić. Odwieczna zasada dziel i rządź zadziałała tu bardzo skutecznie.
Pomimo wiedzy o niebezpieczeństwie płynącym z góry – wiadomo nie od dziś, że ryba psuje się od głowy – słuchali wytycznych władz, aż do samego smutnego finału gdzie nie było już z kim i o czym rozmawiać. Oddział stracił kilka ważnych osób.
Dostało się też, profesorowi historii Uniwersytetu w Białymstoku Józefowi Maroszkowi, który od dawna mocno wspierał poczynania stowarzyszenia. Kazano mu się zlustrować. Jemu, człowiekowi który wychował wiele osób obecnie pracujący w IPN-nie, który swoimi czynami niejednokrotnie pokazał w którą stronę zmierza jego droga. Jego obecność pozytywnie wpływała na działalność stowarzyszenia i przysparzała organizacji sympatyków oraz członków. Odszedł zawiedziony postawą władz.
Widoczne odejście profesora nie wystarczyło, więc namnożono plotek o jego rzekomej współpracy z bezpieką, w myśl UB-eckiej zasady – niszczenia człowieka do końca, wraz z pamięcią o nim.
Osoba życzliwa udostępniła mi dokumenty z IPN-u, które definitywnie powinny zakończyć szerzenie oszczerstw na temat J. Maroszka. Zaświadczenie o braku współpracy profesora załączyłem do artykułu.
Uprzedzałem znajomych, że pewnego dnia będzie im głupio po tym co mówią i trudno będzie się wytłumaczyć z szerzonych pomówień pod adresem prof. Józefa Maroszka.
Można tylko dodać – A nie mówiłem?
Jacek Porosa
P.S. Może należy przyjrzeć się władzom „pewnego stowarzyszenia” i zbadać ich działania oraz powiązania np medialne, wszak jak mówi biblia – „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach.”
Pamiętam Pana profesora, wtedy świerzo upieczonego doktora, Józefa Maroszka z mych dwóch i pół lat na
Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, byłem jego studentem. Pamiętam jego niezkazitelną patriotyczną postawę i wsparcie, które udzielał nam, młodym ludziom. Przed i w czasie stanu wojennego dodawał otuchy. Na zawsze zapamiętam objazd naukowy po Podkarpaciu oraz wspaniały obóz Koła Historyków Historii Nowożytnej w Drohiczynie nad Bugiiem, gdzie obok Pana Doktora był również obeccny nasz łacinnik mgr. Wiśniowolski oraz mgr. Jarmolik. Pan Maroszek był zawsze po naszje stronie, nawet przy stole w stłówce na Świerkowej. Wspaniały pedagog, czlowiek na luzie, pamiętam jego doskonałe wyklady z nistorii sztuki oraz poczucie humoru.
dr Zygmunt Jaslowski, Melbourne
Spotyka mnie to bez końca także i to publicznie. Dziw bierze, że wtym momencie pomawiający jest górą. Nikt go nie pyta o dowody i zapada milczenie. Prawdziwych Polaków ubywa z każdym dniem.