Ostatni podły i antypolski atak niejakiego profesora Romanowskiego na jednego z największych bohaterów drugiej wojny światowej, rotmistrza Witolda Pileckiego zwanego także „ochotnikiem do Auschwitz” wzburzył sporą część opinii publicznej. Zauważmy jednak, że nie jest to żaden odosobniony przypadek, ale coś, co wpisuje się w całą trwającą od wielu lat serię, którą śmiało można nazwać zmasowaną inwazją. Atakuje się dosłownie wszystkie nasze narodowe zrywy powstańcze, historycznych bohaterów, kończąc na poetach i pisarzach patriotach czy nawet takich postaciach jak „Zośka” i „Rudy” z „Kamieni na szaniec”. Oczywiście nie należy pomijać ciągłych i nasilających się ataków na Kościół.
Różne są recepty na walkę z tym antypolskim zjawiskiem i najczęściej słychać głosy defensywne typu „nie reagować”, „niech psy szczekają, a karawana idzie dalej”, „ignorować drani”, albo ofensywne, „budujmy własne media i demaskujmy podłych kłamców”, lub „organizujmy się i pozywajmy łajdaków do sądów”.
Myślę, że żadna z tych metod nie poskutkuje, jeżeli nie uświadomimy sobie wszyscy skali zagrożenia, prawdziwego celu tego ataku oraz tego kto za tym poniewieraniem naszą historię i bohaterami stoi.
Wielkim błędem jest myślenie, że ten atak idzie z wewnątrz Polski, a na jego czele stoi tak zwany Salon III RP z Gazetą Wyborczą i TVN24 na czele.
Musimy w końcu zrozumieć, że staliśmy się celem przemyślanej i doskonale zaplanowanej inwazji z zewnątrz, a wymienione przeze mnie środowiska wspierane ochoczo przez różnych pożytecznych idiotów i celebrytów są tylko wykonawcami rozkazów płynących z ośrodków znajdujących się poza Polską.
Skoro Polacy potrafili się zawsze jednoczyć w obliczu wielkich zagrożeń i narodowych tragedii, a w czasach pokoju, delikatnie mówiąc, różnie to z nami bywało to ja proponuję przyjąć do wiadomości, że trwa właśnie wypowiedziana Polsce i Polakom wojna prowadzona współczesnymi wyrafinowanymi metodami, ale cel agresji jest taki sam jak w przypadku wojny konwencjonalnej.
Niech każdy atak na Kościół, naszą historię i narodowych bohaterów będzie rozumiany jak próba wtargnięcia bandyty do naszego rodzinnego domu.
Aby zrozumieć tak do końca, o co w tym wszystkim chodzi, przytoczę kilka cytatów autorstwa rosyjskiego pułkownika Władimira Lisiczkina, specjalisty ds. służb specjalnych i wywierania wpływu, wykładowcy w szkołach wojskowych i współautora wydanego w 2003 roku podręcznika „Problemy psychologii wojskowej”, a w szczególności autora rozdziału, „Zasada wirusa w wojnie informacyjnej”:
„Współcześnie utrata suwerenności nie dokonuje się jedynie poprzez zewnętrzną inwazję (…)Aby naród wykończył się sam należy zlikwidować jego dumę narodową, odciąć go od historii i poczucia tożsamości, zamieszać w systemie odniesienia. W tym celu należy promować miernoty na autorytety, należy sprawić by ludzie byli bierni, z niskim poczuciem wartości (…)Jednym z elementów tej subtelnie prowadzonej wojny jest dekonstrukcja tradycji historycznej przeciwnika (…) Człowiek w swym życiu opiera się nie tylko na tym, co go otacza w teraźniejszości, lecz także na przeszłości, która oddziałuje na jego podświadomość. Przeszłość historyczna – to podstawa jedności każdego narodu jako zwartej społeczności. […] »Wojna historyczna« polega na nadszarpnięciu jedności narodu poprzez takie działania informacyjne, które mają na celu moralną likwidację wszystkich bohaterów, osobistości bądź wydarzeń, będących do tej pory źródłem dumy narodowej. […] Wykorzystanie historii jako broni w wojnie psychologicznej opiera się na konkretnej metodologii. Dokonuje się np. kanonizacji lub diabolizacji konkretnych postaci w określonych okresach historycznych. Z wielką skutecznością dzieje się to za pomocą współczesnych mass mediów”.
Myślę, że po tych słowach o wiele łatwiej będzie nam przyjąć do wiadomości fakt, że trwa wojna, której celem jest zapanowanie nad naszymi umysłami, a mówiąc wprost odmóżdżenie Polaków do takiego stanu, kiedy nie będą zdolni zareagować i bronić swojej ojczyzny przed całkowitym upadkiem.
Aby nie kończyć zbyt pesymistycznie powiem, że są wśród nas mądrzy rodacy, którzy doskonale zdiagnozowali to zagrożenie, a nawet opracowali sposoby na obezwładnienie agresora i jego miejscowych sojuszników. Problem w tym, aby dopuścić ich do głosu.
Oto, co pisał na ten temat Rafał Brzeski, historyk, dziennikarz, tłumacz oraz ekspert do spraw terroryzmu, wywiadu i kontrwywiadu:
„Struktury państwa: Atak na struktury państwa finalizuje agresję informacyjną. Jeżeli bowiem uda się wprowadzić chaos i spowodować erozję instytucji państwowych albo wypaczyć ich funkcjonowanie w takim stopniu, żeby działały przeciwko interesom państwa i jego obywateli, to państwo zostanie ubezwłasnowolnione i praktycznie nic już nie będzie stało na przeszkodzie w całkowitym podporządkowaniu go woli i interesom info-agresora. Dlatego też w działaniach przeciwko strukturom państwa wykorzystuje się wszystkie wymienione dotychczas sposoby i formy walki informacyjnej. Powodzenie zależne jest przede wszystkim od odpowiedniego zgrania różnych elementów w jedną całość, która doprowadzi to rozpadu mechanizmów samosterowania społecznego i do samozniszczenia państwa, do stanu podobnego nieco do wojny domowej wszystkich z wszystkimi. W takiej sytuacji info-agresorowi nie będzie trudno skłonić społeczność międzynarodową do zaaprobowania przejęcia pogrążonego w wewnętrznym chaosie państwa w imię zachowania szeroko pojętego bezpieczeństwa międzynarodowego.
Obrona przez info-agresją
Z uwagi na nieskończoność rozwiązań agresywnych, trudno jest napisać skrypt obrony przez informacyjną agresją. Ponieważ w wojnie informacyjnej polem walki jest ludzka świadomość, najistotniejszym elementem obrony jest zdać sobie sprawę z tego, że jest się atakowanym. Info-agresor może sączyć swój informacyjny jad bezkarnie tak długo, jak zatruwani nie są świadomi zagrożenia. Potem skuteczność działań sterowniczo-dywersyjnych gwałtownie maleje.
Na poziomie państwa istnieją wyspecjalizowane służby, które winny bronić kraj i obywateli przed informacyjną agresją. Jeżeli robią to skutecznie, to demontaż struktur państwowych i zniewolenie obywateli metodami walki informacyjnej staje się bardzo trudne lub wręcz niemożliwe.
II Rzeczpospolita miała taką wyspecjalizowaną służbę, Oddział II Sztabu Głównego, popularnie zwany „dwójką”. Był on tak skuteczny, że chociaż zniewolić Polskę metodami informacyjnymi usiłowały Niemcy i Związek Sowiecki nie potrafiły doprowadzić do erozji struktur państwowych i trzeba było sojuszu i uderzenia dwóch najpotężniejszych wówczas na świecie armii lądowych, żeby opanować nasz kraj.
Na poziomie obywateli możliwości obrony w sferze prawa są niewielkie. Poza nielicznymi wyjątkami (zeznania pod przysięgą) wolno bezkarnie kłamać publicznie. Konstytucja nie zabrania politykom uciekać się do kłamstw. Nawet prezydentowi i premierowi. „Autorytety” nie mają obowiązku szerzyć prawdy, mogą pleść bzdury pod warunkiem, że będą one mądrze brzmiały i będzie je ktoś publikować. Prawne ograniczenia, które obowiązują media są tak mało precyzyjne, że w zasadzie uchodzi im niemal każde kłamstwo lub inteligentne oszczerstwo.
W sytuacji, gdy brak formalnych zapór dla dezinformacji rośnie gwałtownie znaczenie samoobrony obywateli, indywidualnego oporu przed zalewem kłamstwa. I w tej sferze można wyróżnić następujące czynniki obronne:
– możliwie szeroka wiedza. Im więcej wiemy generalnie i o przeciwniku, tym łatwiej nam rozpoznać i odeprzeć dezinformację, wykryć fabrykację i ustrzec się manipulacji.
– korzystanie z różnorodnych źródeł informacji, ułatwia ich weryfikację, a po wykryciu informacji zmanipulowanych lub sfabrykowanych umożliwia lokalizację źródła dezinformacji.
– wiedza o sobie, o swoich silnych i słabych stronach.
– unikanie myślenia, że przeciwnik myśli i zachowuje się tak jak ja. Takie myślenie to najpewniejsza droga do samo-dezinformacji. Należy zakładać, że przeciwnik jest inteligentny i przewrotny.
– czujność, należy być zawsze przygotowanym na nieznane techniki, metody i rozwiązania.
– ustawiczne kształtowanie i umacnianie porządku moralnego opartego o system odwiecznych wartości, gdyż jest to najskuteczniejszy mechanizm samosterowania społecznego zarówno na płaszczyźnie ośrodka decyzyjnego, jak i całej społeczności (narodu). Porządek ten można i należy wpajać na poziomie rodziny, ponieważ wyniesione z domu solidnie ukształtowane zasady są niezwykle trudne do wykorzenienia.
Wiarygodność informacji sprawdza się w oparciu o posiadaną wiedzę, wiarygodność posiadanej wiedzy w oparciu o przestrzegane zasady moralne, wiarygodność zasad moralnych w oparciu o dziesięć przykazań.”
Jednym słowem jesteśmy na wojnie, a naszym pierwszym obowiązkiem i zadaniem powinno być uświadomienie Polakom tego faktu, ponieważ ogromna ich rzesza nawet o tym nie wie. Kiedy to zrozumieją, przyjdzie czas na wielkie zjednoczenie się narodu, który pogoni w końcu z naszego kraju łajdaków i zdrajców.
Źródła:
http://solidarni2010.pl/1739-wojna—informacyjna-coraz-wyrazniejsza.html?PHPSESSID=a8f9696387ab41dc4a19d92b66c62af8
Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta