Preludium mamy już za sobą. Spółka Lech określiła koszt systemu gospodarki odpadami w zakresie obciążającym mieszkańców na 57 mln zł rocznie. Co prawda część projektu została przesunięta na następny rok, dzięki czemu w bieżącym roku obciążenie wyniesie 49 mln (w odniesieniu do całego roku), ale wystarczy zerknąć do WPF żeby zorientować się, że koszt beztrosko zatwierdzonej przez urzędników z rady miasta pożyczki zaciągniętej ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej do wysokości 310 mln zł wyniesie 439.8 mln zł i ma być ona spłacana od roku 2014 (w kolejnych latach odpowiednio: 6.1 mln, 9.7 mln, 25.8 mln, 25.3 mln, itd.). Zatem minimalne obciążenia mieszkańców wyniosą w kolejnych latach 63.1, 66.7, 82.8 … mln zł.
My ze swojej strony podtrzymujemy koszt systemu określony w naszym wpisie sprzed dwóch lat. Nasze oszacowanie powstało w czasach, kiedy nie była jeszcze rozstrzygnięta kwestia VAT, mogą wystąpić również pewne korekty związane z zakresem projektu, jednak nie sądzimy, żeby błąd oszacowania był większy niż kilkanaście procent. Prezydent Białegostoku zapewnia co prawda, że koszt systemu może zostać obniżony, ale – niestety – należy wątpić w szczerość jego intencji. Spółka Czyścioch przedstawiła propozycję obniżenia o 30% kosztów najdroższej pozycji w kalkulacji (jest nią koszt zagospodarowania odpadów), dzięki czemu ogólne obciążenie mieszkańców mogłoby ulec zmniejszeniu o 12 mln zł bez żadnych specjalnych zabiegów ze strony miasta, ale Czyścioch nie został nawet dopuszczony do głosu. Jest tajemnicą poliszynela, że jeden z najnowocześniejszych w Polsce i Europie zakładów zagospodarowania odpadów funkcjonuje od lata ubiegłego roku będąc w stanie samodzielnie zagospodarować wszystkie odpady z aglomeracji, ale wydaje się, że prezydent Białegostoku nawet nie dopuszcza myśli o obniżaniu kosztów w jedyny realny sposób: poprzez konkurencję. Zamiast tego słyszymy, że powstanie tani system oparty o spalarnię nie wiadomo czego i nie będzie on generował zysków. Tylko po co komu zyski, skoro nie ma żadnych ograniczeń w kosztach?
Skutek jest taki, że na forach pojawiają się dramatyczne wpisy:
„Pewnie mój post zostanie usunięty, ale i tak napiszę. Napiszę, co myślę. Jestem niepełnosprawna i nie stać jest mnie na to życie. Wszystko drożeje. Zaciskałam pasa, ale już dalej nie mam jak zaciskać. Nie palę, niegdzie nie wychodzę, nie przyjmuję gości, nie mam telewizora i telefonu (tzn. telefon mam, ale mogę tylko odbierać połączenia), nie chodzę do solarium, poza zwykłym kremem nie stosuję kosmetyków, nie chodzę do fryzjera (proszę znajomych o skrócenie włosów). Swoje dochody wydaję na czynsz i inne opłaty, skromne jedzenie, skromne środki czystości, leki, wizyty u lekarzy i szkła kontaktowe (w okularach prawie nic nie widzę). Nie wiem z czego zrezygnować, nie wiem skąd wziąć pieniądze na śmieci, których nawet nie produkuję wiele, bo i za co. Myślę, że dla takich osób powinna być dozwolona eutanazja. Jeśli mnie nie stać na życie, to chociaż żeby mogłam bezboleśnie umrzeć. Mam mieszkanie, gdyż kiedyś byłam zdrowsza i miałam męża. To on przepisał mi swoją połowę mieszkania. Dziś jestem sama. Dziś jestem chora. Dziś nie stać mnie na życie. Przepraszam, za to, że swoimi smutkami Was obciążam. Mam jednak w sobie tyle bólu, tylko smutku i tyle cierpienia. Nie umiem sobie z tym poradzić.”
„Nie stać mnie na prawników i nie wierzę, że wygram. Przez 6 lat chodziłam od lekarza do lekarza. Cierpiałam ogromne bóle. Jeden znany lekarz, szef prywatnej kliniki w Białymstoku powiedział, że jestem nadwrażliwa na ból. To był grudzień 2005 roku. W maju 2006 roku udało się wyrwać z gardła skierowanie na badanie diagnostyczne (laparoskopię). Okazało się, że stan jest tak zaawansowany, że już nieoperacyjny. Żyję, ale mam ogromne ograniczenia. Zarabiam ile dam rady, ale nie jest w stanie pracować na cały etat, więc wynagrodzenie ledwo starcza na przeżycie. Myślę, że takich osób jest wiele. Myślę, że dziś nie tylko ja płaczę.
Jeszcze raz przepraszam za to, co piszę. Nigdy przed nikim nie otworzyłam się. Mało kto zna moją sytuację, ale dziś coś pękło.
Martwi mnie to, że nie ma sposobu żeby zaoszczędzić na śmieciach. Prądu mogę mnie używać i zapłacę mniej, wody zużyje mniej i zapłacę mniej. A za śmieci muszę płacić, choćby ich w ogóle nie produkowałam.
Myślę, że ta podwyżka nie tylko bardzo dotknie osoby niepełnosprawne, ale tez wiele innych osób. Ktoś, aby wygospodarować na opłatę za śmieci nie kupi jakiegoś leku, ktoś inny pośle do szkoły dziecko bez śniadania. Truskolaski pociesza, że on tez będzie płacił. Przy takich zarobkach, to i 10000 zł można zapłacić i zostanie się więcej niż wiele rodzin może pomarzyć.
Panie Truskolaski, ja też kiedyś byłam zdrowa. Zdowie nikomu nie jest dane raz na zawsze.”
Komentarz jest tu zbędny.
Źródło: www.spalarnia.org