Andrzej Andrzejewski, architekt i przedsiębiorca z Białegostoku, to kolejny przykład na to, że ujawnianie niewygodnych faktów w Polsce może skończyć się salą sądową zamiast salą konferencyjną. Publicznie wskazywał na nieprawidłowości w działaniach lokalnej prokuratury, w tym na powiązania niektórych śledczych z osobami wcześniej skazanymi lub oskarżonymi o przestępstwa gospodarcze. Zamiast reakcji instytucji – spotkają go trzy procesy karne, z czego dwa o zniesławienie, a trzeci dotyczący rzekomej „mowy nienawiści”. W rzeczywistości Andrzejewski nie nawoływał do nienawiści – nawoływał do rozliczalności władz, do rozliczania prokuratorów z sitwy, a to dziś najwyraźniej większe zagrożenie niż przestępstwo.
Co gorsza, jak sam podkreśla, oskarżenia przeciw niemu zostały zainicjowane przez osoby mające własne problemy z prawem – w tym ściganego listem gończym Rafała Gaweł i jego medialnego współautora tzw podkastów – Konrada Dulkowskiego, powiązanego z organizacjami finansowanymi z zewnętrznych, nieznanych źródeł. Andrzej Jędrzejewski jako sygnalista, zamiast ochrony – otrzymał postępowania karne, medialny lincz i ekonomiczne uderzenie w jego działalność.