Zostałem zmuszony do napisania poniższego artykułu z prostego powodu: reżyser sztuki o pedofilskim podtekście, Konrad Andrzej Dulkowski (OMZRIK, teatr Trzyrzecze), zamiast zmierzyć się z uzasadnioną krytyką, zaczyna atakować ludzi zadających pytania.
Ludzi, którzy zaniepokojeni treścią spektaklu Blackbird, zadają publicznie zasadne pytanie: czy człowiek, który reżyseruje sztukę opowiadającą o „miłości” między 30-letnim mężczyzną a 12-letnią dziewczynką, może mieć skłonności pedofilskie?
Zamiast merytorycznej odpowiedzi – otrzymujemy zarzuty o „znieważenie i zniesławienie”, próby uciszenia debaty i przerzucanie winy na krytyków. Tymczasem pytanie to – jakkolwiek ostre by nie było – dotyczy bardzo realnego problemu granic moralnych i odpowiedzialności artystycznej.
Konrad Dulkowski nigdy nie odniósł się do postawionego publicznie pytania. 

Dramat Blackbird autorstwa Davida Harrowera nie jest czystą fikcją. To utwór inspirowany realną sprawą karną: historią Toby’ego Studebakera, który w 2003 roku uwiódł i porwał 12-letnią dziewczynkę. Główna bohaterka sztuki, Una, jako dziecko została uwikłana w relację z dorosłym mężczyzną, który po latach tłumaczył swoje uczucia jako „miłość”.

Wypowiedzi Dulkowskiego, promujące spektakl, w sposób uderzający rozmywają granicę między sprawcą a ofiarą.

Konrad Andrzej Dulkowski o pedofilii jako miłości

Konrad Andrzej Dulkowski wypowiada się o pedofilii jako „miłości”

(Źródło: https://poranny.pl/poruszajacy-blackbird-na-scenie-trzyrzecza/ar/5467786)

„Urwane relacje” i „nasze potrzeby” – język nie do przyjęcia!  W kontekście tej sztuki Konrad Andrzej Dulkowski wypowiedział następujące słowa:
„Takie urwane relacje ciągle gdzieś w nas żyją, przy nagłym spotkaniu warto wyartykułować nasze potrzeby i krzywdy…”
Ten cytat brzmi jak psychologiczna analiza związku dwojga dorosłych osób, a nie komentarz do aktu gwałtu na dziecku. Używanie określeń typu „urwane relacje”, „nasze potrzeby”, „miłość niemożliwa” jest niczym innym jak próbą emocjonalnego uwznioślenia przestępstwa seksualnego wobec nieletnich. To język relacyjny – sugerujący, że między dorosłym a dzieckiem istniała jakakolwiek emocjonalna więź. To język empatyczny – w którym sprawca, nie ofiara, staje się podmiotem przeżyć i krzywd.

Dlaczego to jest groźne?
Gdy osoba publiczna – w dodatku występująca w roli „obrońcy praw człowieka” – mówi o relacji między 30-latkiem a 12-latką jako o „miłości niemożliwej”, zaczynamy wchodzić w moralnie niebezpieczny teren normalizacji przestępstw pedofilskich. Taka narracja – nawet jeśli nie zawiera pochwały wprost – rozmiękcza przekaz, utrudnia jasne potępienie przemocy, relatywizuje winę sprawcy i pozbawia ofiarę jednoznacznego statusu pokrzywdzonej.

Gdzie są granice wolności artystycznej?
Wolność artystyczna nie oznacza wolności od odpowiedzialności. Skoro sztuka Blackbird oparta jest na faktach – na realnym gwałcie na dziecku – to jej prezentacja i komentowanie musi odbywać się z zachowaniem pełnej świadomości etycznej i społecznej wrażliwości.
Tymczasem Dulkowski nie tylko reżyseruje ten spektakl, ale również publicznie nadaje mu narrację emocjonalnej, niespełnionej miłości, a ludzi, którzy ten fakt punktują, oskarża o mowę nienawiści i znieważenie. To odwrócenie ról ofiary i sprawcy – i niepokojący sygnał, że sztuka może zostać użyta jako narzędzie propagandy i szantażu emocjonalnego.

Paradoksalnie to nie krytycy sztuki Blackbird dopuszczają się znieważenia. Znieważa się ofiarę – 12-letnią dziewczynkę, wtedy, gdy jej dramat zostaje zredukowany do „niedokończonej relacji”. Znieważa się zdrowy rozsądek, gdy gwałt na dziecku przedstawia się jako „miłość niemożliwą”. I wreszcie – znieważa się społeczną odpowiedzialność, gdy za stawianie pytań grozi się ludziom zarzutami karnymi. W imię wolności słowa i uczciwości publicznej debaty mamy prawo zapytać o motywacje ludzi, którzy świadomie sięgają po materiały o tak dramatycznym ładunku moralnym i jeszcze próbują uczynić z nich estetyczną historię.