W gmachu na rogu ulicy Warszawskiej i Kościelnej pozostawiłam cztery lata młodzieńczych wspomnień, które ze względu na liczne meandry osobowe(!), dykteryjki nie zawsze bawiące i uczniów, i nauczycieli, perturbacje ideologiczne oraz damsko –męskie, rozczarowania oraz rywalizacje zostaną opublikowane dopiero w 50 lat po mojej śmierci. Czymże wobec tak sprzecznego bagażu licealnych doświadczeń będzie anemonowo blada historyjka piątkowej uczennicy, która ze mną nie chciała siedzieć w ławce, bo przecież samych piątek nie miałam oraz choćby opowieść o klasowej pasjonatce… stanu wojennego, która węszyła solidarnościowy spisek nawet na dnie worka na kapcie.
O naszej Szkole A.D. 1927 wzruszająco pisał Marian Piotr Rawinis na kartach „Dworku pod malwami”:
„Szkoła cieszyła się zasłużoną renomą jako zakład o wysokim poziomie nauczania i surowej dyscyplinie.Wykładali tu znakomici pedagodzy, ludzie światli i otwarci, zasłużeni i w mieście popularni,z niewielką domieszką dziwaków i nieudaczników.”[1]
Rywalizowało ono podówczas z gimnazjum Zeligmana, Zimmermana i Dereczyńskiego, a w latach 1917 – 1920 ponad 120 uczniów brało udział w walkach o niepodległość.
Początki VI Liceum sięgają roku 1915, gdy z inicjatywy Towarzystwa Pomocy Szkołom Polskim powstało męskie i żeńskie gimnazjum realne. Organizatorem i pierwszym dyrektorem był ksiądz dr Stanisław Hałko, władający biegle kilkoma językami działacz oświatowy, wykształcony na niemieckich uczelniach. Dzięki staraniom księdza Hałki oraz nauczyciela Józefa Zmitrowicza ( obaj byli również posłami do pierwszego polskiego Sejmu), Polskie Realne Gimnazjum w Białymstoku zostało upaństwowione w roku 1919 decyzją Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
W roku 1927 Ku czci poległych w walkach o wolną Ojczyznę ufundowano pamiątkową tablicę z napisem „DULCE ET DECORUM PRO PATRIA MORI!”, ku pamięci tych uczniów i nauczycieli, którzy w latach 1918-1920 bohatersko swe życie oddali na ołtarzu miłości do ojczyzny. Kolejni oddali je podczas II wojny światowej ( a jak zachowaliby się obecni licealiści w obliczu wybuchu wojny?)
Kiedyś VI Liceum uchodziło za elitarne, teraz jest lansowane jako tolerancyjne (vide – strona internetowa szkoły).
Wielu nauczycieli pamiętam, ale to polonistyczno-romanistyczną część mnie kształtowały: p. prof. Anna Zajewska ucząca podówczas języka francuskiego i p. prof. Jadwiga Becela – ucząca mnie języka polskiego. Obie jak lwice broniły współistnienia mojej poetyckiej wyobraźni z raczkującymi podówczas zainteresowaniami naukowymi – do dziś od strony serca jestem pisarką i poetką, od strony płuc – zakurzonym naukowcem. Uchroniły mnie przed zarażeniem się „wirusem dobrej uczennicy” – wkuwającej pamięciowo wszystkie treści podręczników, by następnego dnia wyrecytować jednym tchem pod tablicą.
W 1974 roku VI Liceum Ogólnokształcące otrzymało imię Króla Zygmunta Augusta. Pamiętam plastikowe znaczki „z Zygmuntem”, które nosiliśmy zamiast tradycyjnych tarcz szkolnych…
A teraz? Ławeczka pod szkołą – pusta. Sale – coraz smutniejsze, echa melorecytacji okrojonych programów z literatury i historii narodowej.
Czy tolerancja oznacza tu zapomnienie?
Marta Cywińska
[1] M.P.Rawinis, Dworek pod malwami, t.51, Warszawa 2012, s.48
Genius loci pozostaje w tych murach od przedwojnia mimo, że przez pewien czas „za komuny „mieściły I Liceum Ogólnokształcące, które wyprowadzając się w latach sześćdziesiątych – na szczęście nie zabrało przeszłości. Maturę zdałam w 1960 roku. Wcześniej sprzątnęliśmy i pomalowaliśmy piwnice od ul.Kościelnej i powołaliśmy pierwszy w mieście uczniowski kabaret z naszą klasową GWIAZDĄ – Łucją Prus . Nikt nas nie cenzurował. Niestety, nie lubiliśmy pupilki naszego polonisty – Teresy Torańskiej, której nie dopuściliśmy do współpracy..
Dzięki Marcie Cywińskiej za liryczny BEDEKER BIAŁOSTOCKI
Nie lubiłyście Teresy Torańskiej? No to nie „niestety” tylko „stety”, „stety”.