Smutna ulica Wesoła…
Jest w Białymstoku ulica Wesoła. Ulica Wesoła, która wesoła nie była nigdy.
Nie ma już domu, do którego przychodziłam przynajmniej raz w tygodniu, by zanurzyć się w dźwiękach fortepianu, zasmakować w Beethovenie i Bachu.
Podówczas ośmioklasistka z długimi, kręconymi włosami oraz przedziałkiem na późnego George’a Harrisona i w okularkach – lennonkach… Beatlesowskie tęsknoty muzyczne contra Sonata Księżycowa na pierwszym piętrze ulicy Wesołej.
Na spotkania muzyczne szłam Wesołą bardzo powoli, z rozmysłem odwlekając muzyczne emocje. W tamtym domu muzykowano popołudniami, wspólnie wybierano nuty, a czekoladowy torcik serwowany gościom po domowym koncercie ozdobiony był kluczem wiolinowym z rozkruszonych drobinek orzechów. Gdy nadchodził czas dekorowania choinki, w tamtym domu wynoszona ze strychu pudła pełne ręcznie wyginanych kluczy wiolinowych i ćwierćnut. Muzyka przenikała ściany salonu, który nigdy nie zniósłby określenia „duży pokój”. Continue reading „Smutna ulica Wesoła…”