Jest w Białymstoku ulica Wesoła. Ulica Wesoła, która wesoła nie była nigdy.
Nie ma już domu, do którego przychodziłam przynajmniej raz w tygodniu, by zanurzyć się w dźwiękach fortepianu, zasmakować w Beethovenie i Bachu.
Podówczas ośmioklasistka z długimi, kręconymi włosami oraz przedziałkiem na późnego George’a Harrisona i w okularkach – lennonkach… Beatlesowskie tęsknoty muzyczne contra Sonata Księżycowa na pierwszym piętrze ulicy Wesołej.
Na spotkania muzyczne szłam Wesołą bardzo powoli, z rozmysłem odwlekając muzyczne emocje. W tamtym domu muzykowano popołudniami, wspólnie wybierano nuty, a czekoladowy torcik serwowany gościom po domowym koncercie ozdobiony był kluczem wiolinowym z rozkruszonych drobinek orzechów. Gdy nadchodził czas dekorowania choinki, w tamtym domu wynoszona ze strychu pudła pełne ręcznie wyginanych kluczy wiolinowych i ćwierćnut. Muzyka przenikała ściany salonu, który nigdy nie zniósłby określenia „duży pokój”.
To za sprawą TEGO domu do dziś słucham „Koncertu fortepianowego A-dur BWV 1055″ oraz „Koncertu fortepianowego f-moll BWV 1056″ Bacha, I Koncertu fortepianowego g-moll, op. 25″ Mendelssohna, „IV Koncertu fortepianowego g-moll, op. 40″ Rachmaninowa i „I Koncertu fortepianowego e-moll op. 11″ Chopina.
Do dziś też piszę wyłącznie przy dźwiękach muzyki. Prace naukowe powstają przy dźwiękach muzyki prowansalskiej i bretońskiej, wiersze – jeśli zdarza mi się takowe popełnić po francusku – powstają przy dźwiękach tęsknych włoskich ballad. Niektóre moje książki powstały wyłącznie przy dźwiękach muzyki folkowej, niektóre – przy dźwiękach PRAWDZIWYCH pieśni patriotycznych.
Wspominanie miejsc, ludzi, zdarzeń jest też muzycznym stanem ducha. Różne, nieistniejące białostockie domy mają w mojej pamięci oddzielną oprawę muzyczną. Są wśród nich domy, w których bywałam przy dźwiękach „Lucy in the Sky with Diamonds”, w innych zaś rozbrzmiewały „Mury” i „Ballada o Janku Wiśniewskim”.
Pamiętam białostockie ulice i place, na których okazjonalnie rozbrzmiewała muzyka z okazji mikrofestiwali i różnych mikrowystępów, ale to ulica Wesoła pozostanie najbardziej muzyczną ulicą Białegostoku w mej pamięci. Domu z fortepianem też już nie ma, fortepian jako destrukt dobywa ostatnich dni w domu dalekiego kuzynostwa, dzieci z muzycznego domu wędrują po świecie, starannie ukrywając tęsknotę za rodzinnym domem…
Rozkruszone bombki z kluczem wiolinowym ktoś widział na śmietniku koło pobliskiej poczty. Cząstkę jednej z nich podniósł ostrożnie przypadkowy przechodzień nieopodal budynku IV Liceum.
Po chwili uleciała w samym środku mydlanej bańki…
Marta Cywińska
