Ile to już lat minęło od wieczoru, w którym Hotel Branicki zamienił się na kilka godzin w Hotel Ritz! Socjeta białostocka przybyła wówczas na promocję mojej książki Skrzydła nad Transylwanią. Nie zabrakło również postaci, które znalazły się – nawet jeśli tylko metaforycznie – w książce, choć dziwnym zbiegiem okoliczności przynajmniej kilku „genderowych Piotrusiów” utożsamiało się wówczas z Apollo Parnasiusem, kilku pisarzy – z Jalelem a z piękną Eleną – kilka egzaltowanych Rumunek transylwańskich i ze dwie Podlasianki. Czy naprawdę tak trudni postawić mur między postacią fikcyjna, stanowiącą collage dziesiątek innych i postacią rzeczywistą, która sama wdrapałaby się na dziesiąte piętro wieżowca, byleby tylko wejść do literatury? Czytelniczki Pudelka i Życia na gorąco zgłębiały tylko po to Skrzydła nad Transylwanią, żeby wyłowić i przeplotkować wątki autobiograficzne przypisywane autorce.
A ja za Transylwanią tęsknię i dalej wierzę, że podziemne korytarze Hotelu Ritz do niej prowadzą! Wystarczyło przekroczyć zdobne drzwi budynku na rogu ulic Inflanckiej oraz Instytuckiej pod numerem 68a, między Pałacykiem Gościnnym i Pałacem Branickich. Babcia wielokrotnie opowiadała mi o bywalcach Hotelu Ritz – uwieczniłam ich na kartach powieści. Sam budynek miał ponoć wdzięk dżentelmena – neobarokowy, z elementami eklektyzmu. Jedna z jego czterech kondygnacji znajdowała się faktycznie pod ziemią, a łączność między nimi zapewniała pierwsza prawdziwa winda w Białymstoku i to drewniana na dodatek: osobowa dla gości oraz towarowa dla personelu. Nie wspomnę, że miał tu swój apartament pułkownik armii carskiej Mikołaj Kawelin. Tak, ten sam który straszy na Plantach jako rzeźba psa Kawelina – niedaleko właścicielowi do fizjonomii jego psa.
W Hotelu Ritza bywał mój ukochany Aleksander Wertyński ( tej fascynacji jestem wierna od późnego dzieciństwa), bywała Hanka Ordonówna i Pola Negri.
A co dzieje się z postaciami, których cechami obdarzyłam bohaterów Skrzydeł nad Transylwanią? Niektórzy ”skrzydlaci” nadal pracują na Uniwersytecie w Oradei, niektórzy przeżywają kolejne fascynacje i publikują we Francji kolejne książki, niektórzy bardzo chorują i coraz bardziej nie mogą się pogodzić z upływem czasu, niektórych odwiedzam już tylko na cmentarzach i tylko tam mogę im opowiedzieć dalszy ciąg powieści.
Marta Cywińska
Kto wreszcie wyda ten wzruszający wspomnieniowo a jednocześnie rzetelny BEDEKER BIAŁOSTOCKI ? Dlaczego w tym mieście, to co piękne i użyteczne nie może znaleźć sobie miejsca – nie mówiąc o poklasku … Na razie z serca dziękuję AUTORCE, którą czytam ” w całości”
Elena