Wywołało to oburzenie środowisk białoruskich zamieszkałych w Polsce, a również i zazdrość, że oto oni poszkodowani – a żadnych pieniędzy od państwa nie otrzymali w przeciwieństwie do syna Rajsa… i na ich wniosek Białostocka Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, wznowiła śledztwo S28/02/Zi – przeciko wydarzeniom spowodowanym w powiecie Bielsk-Podlaski w okresie 29 stycznia – 2 lutego 1946 r. Śledztwo zostało umorzone z powodu śmierci sprawców, a o jego przebiegu można dowiedzieć się z anonimowego – nie podpisanego przez nikogo komunikatu na stronie IPN.
Ów komunikat – zawierający głównie zlepek haniebnych i nieudowodnionych oskarżeń – pełni jedynie rolę zniesławiającego paszkwilu – zabijającego tamtych żołnierzy na nowo i dając jednocześnie pożywkę starym i wytrawnym opluwaczom Żołnierzy Wyklętych.
Inka mordowała
Zeznania osób środowiska białoruskiego najeżone są scenami okrucieństw i gwałtów – czyniących z tamtych żółnierzy gwałcących bandytów… Ale jeśli weźmie się pod uwagę, że obecny burmistrz Hajnówki, porównuje „Burego” do Jurgena Stropa (1), a mieszkańcy Narewki wszem i wobec głoszą, że Inka pracując w szpitalu – uśmiercała komunistów za poglądy – chociaż w szpitalu nigdy nie pracowała, a jej matka została wydana Niemcom na mękę i śmierć – właśnie przez Białorusinów – to można mieć pogląd na rzetelność takich oskarżeń (4). Zwłaszcza, że rzekome okrucieństwa nie mają potwierdzenia nawet w ubeckim śledztwie przeciwko „Buremu” – zakończonym pokazowym procesem w kinie i wyrokiem śmierci.
Trudno sobie wyobrazić „miłosne” igraszki w ferworze walki – zwłszcza, że żołnierzom podziemia niepodległościowego za takie wybryki groził sąd polowy i śmierć, a zdyscyplinowanie tamtych żołnierzy potwierdza już to i Arnold w swoim filmie. Pikanterii prokuratorskiego śledztwa dodaje fakt wpływania prokuratora na orzeczenie „biegłego” medyka sądowego, który to idąc po myśli białoruskich oskarżycieli w powtórnej ekshumacji w 1997 r. – potwierdził prezentowane przez świadków bestialstwo dokonanej egzekucji na furmanach i dopiero później zmienił swoje orzeczenie w skutek okazania mu protokółu z ekshumacji z 1951 r. Ustrzegł w ten sposób śledztwo od kompletnej kompromitacji.
Trzeba tu odnotować, że pośród Białorusinów znalazło się kilku sprawiedliwych świadków, których zeznania były bliższe prawdy. Analizując jednak zeznania większości tych prostych ludzi – nie sposób się oprzeć wrażeniu, że kreowana przez nich okrutna – zmyślona wizja, musi mieć jakieś podłoże we wzorcach – tradycji… Gdzież leży owo źródło transformacji? Gdzież pierwotna projekcja?
Mały Katyń
Pomimo powolnego przebijania się do historii polskiej zbrodni Ukraińskich w czasie okupacji niemiecko-sowieckiej, a nawet żydowskich – tak najgorzej ma się sprawa dotycząca zachowania się mniejszości białoruskiej i litewskiej. Tymczasem ludność ta współpracowała na przemian z obydwoma okupantami przeciwko Polsce.
Po 17 września 1945 r. Białorusini wspólnie z Żydami – dopuścili się czynnych wystąpień przeciw Wojsku Polskiemu, organom władzy państwowej i polskiej ludności cywilnej. KPZB i sowieccy dywersanci tworzyli grupy dywersyjne i partyzanckie do zbrojnej rebelii. Zawiązywano komitety rewolucyjne i milicję. Dokonywano samosądów i czystek na ludności polskiej.
W czasie napaści na Polskę zmotoryzowana Armia Czerwona posuwała się szybko – wykorzystując jako piechotę lokalnych białoruskich zwolenników władzy ludowej. W zamian pozwolono im na załatwianie własnych interesów w postaci samosądów, mordów i grabieży polskiego mienia.
Okazja dla Białorusinów była wyśmienita – bowiem okres anarchii trwał aż do chwili, kiedy organa administracji sowieckiej i NKWD wypełniły swoistą lukę spowodowaną rozpadem administracji polskiej. Charakterystyczną cechą tego okresu zwanego przez Białorusinów „dniami swobody” – była powszechność występowania bandyckich ekscesów: „Do napadów, mordów i grabieży dochodziło praktycznie we wszystkich zakątkach północno-wschodniej Polski.”(2)
Symbolem tamtego okresu jest Mały Katyń pod Kobryniem – mord na polskich oficerach dokonany wspólnie przez sowieckich żołnierzy i Białorusinów: „Ci z jeńców, którzy choć ranni, ale przeżyli egzekucję, zostali dobici łopatami przez chłopstwo, a ich zwłoki odarto z odzieży. Według relacji świadków, w 1994 roku zmarł ostatni sprawca tej zbrodni – do końca życia zakładał na święta polskie „oficerki””.(2)
Nie dużo lepiej było Polakom za czasów administracji sowieckiej w „Zachodniej Białorusi” – jak to się wtedy nazywało. Skład rad osiedlowych i wiejskich tworzyli prawie sami Białorusini. Podobnie w Milicji Robotniczo-Chłopskiej i komitetach KPB. Np.: „w marcu 1940 roku w obwodzie białostockim, gdzie odsetek Polaków wynosił około 65% mieszkanców, milicjanci narodowości białoruskiej stanowili 62.5% wszystkich funkcjonariuszy, Rosjanie 20.5%, Żydzi 11%, a Polacy jedynie okolo 4%.” (2)
I tak jak milicja w początkach zajmowała się rabunkiem i mordem Polaków, tak komitety partyjne za pośrednictwem Zgromadzeń Ludowych – wydziedziczaniem z własności ziemskiej. 26% tej ziemi dostało się Białorusinom, a reszta Komitetom Włościańskim – będącymi zaczątkiem kolektywizacji.
Sowiecka agrokultura ludowej szczęśliwości – zastąpiła zwolna wyrywanie chwastów – ich flancowaniem na ziemie niechciane, które stać się miały rajem. Listy deportowanych – takich właśnie „chwastów” – jak kułacy i element wrogi ludowi pracującemu miast i wsi – sporządzali lokalnie Białorusini.
Pacyfikacja czy odwet?
W styczniu 1946 r. na terenie powiatu wysoko-mazowieckiego odbyła się odprawa Komendy Okręgu NZW z udziałem komendantów powiatów, na której do „Burego” przyłączono żołnierzy por. „Rekina”. Polecono „Buremu” wymarsz na tereny Bielska Podlaskiego, celem przeszkolenia 3 Wileńskiej Brygady NZW i zademonstrowania siły organizacji na terenie o dużej koncentracji ludności białoruskiej – nieprzychylnej polskiemu zbrojnemu podziemiu i Polsce.
Żołnierze udali się do Łozic, gdzie miał miejsce zjazd okolicznych furmanów zarządzony przez gminę. Wybrano około 50 furmanek i tym transportem udano się do Hajnówki – gdzie rozbito posterunek MO i stoczono potyczkę z wojskiem sowieckim. Od opanowania całej Hajnówki, ze względu na duży opór Sowietów odstąpiono.
W trakcie przemieszczania się, oddziały „Burego” zostały ostrzelane ze strony Zaleszan. Wymiana ognia miała miejsce i w innej wsi. Wcześniej byli przyjaźnie witani, bowiem wzięto ich za oddział KBW – wysłany do pacyfikacji zbrojnego podziemia. We wsi napotkali na ogromną wrogość, co sprowokowało „Burego” do przedsięwzięcia akcji odwetowej – wykraczającej poza polecenia komendatury NZW i poza charakter prowadzonej przez podziemię narodowe walki.
W kilku wsiach dokonano podpaleń – najwięcej w Zaleszanach i zabito blisko 50 osób, wśród których były kobiety i dzieci – co wskazuje, że akcja „Burego” wymknęła się spod kontroli.
Akcje odwetowe w stosunku do wrogiej ludności białoruskiej były podejmowane zgodnie z prawem stanu wojennego – już przez Wojsko Polskie – na początku okupacji sowieckiej. Zdarzyły się też „Łupaszce” – dowódcy 5 Brygady Wileńskiej. A więc akcje odwetowe podejmowane były przez żółnierzy kresowych – mających styczność z całym ogromem bestialstwa ze strony mniejszości narodowych.
Po pacyfikacjach niemieckich – nie można akcji odwetowych podziemia nazywać tak samo, bowiem ich rozmiar, zakres i charakter był zdecydowanie różny i dotyczył różnego podmiotu. Pierwsze pacyfikacje – dokonywane były przez okupanta na ludności zniewalanej, a drugie – odwetowe – wymierzone były w sprzymierzeńca okupanta, bo właśnie Białorusini w swej ogromnej masie sprzymierzali się z okupantami Polski.
Kanonada wybuchającej amunicji w pożarach – zgodnie z zeznaniem świadków z IPNowskiego śledztwa – była spowodowana zapasami broni pzostawionej przez Armię Czerwoną. Tylko dziwnie nie zdarzało się jakoś enkawudzistom pozostawiać broni Polakom. Na kogo była owa broń przetrzymywana w czasach gdy obowiązywał bezwzględny zakaz jej posiadania – prokurator nie docieka.
Absurdy śledztwa
Białoruski prokurator z białostockiego IPN, a może nawet sam prezes centrali – Łukasz Kamiński – bo informacja na sronie IPN jest nie podpisana i występuje pod szyldem ogólnym IPN – swierdza: że akcji „Burego” nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa polskiego, tylko traktować jako zbrodnię ludobójstwa w kategorii zbrodni przeciw ludzkości, gdyż wymierzona była przeciw grupie o przynależności białoruskiej i wyznaniu prawosławnym, a działania przestępne miały na celu likwidację grupy o takim samym pochodzeniu narodowo–religijnym (sic!). Jak widzimy wyprawa „Burego” została potraktowana gorzej niż zbrodnie banderowskie, których ludobójstwa nie uznał sejm Platformy Obywatelskiej.
Tymczasem zastępca „Burego” – por. Mikołaj Kuroczkin ps. „Leśny” – był prawosławnym Białorusinem. Podobnie kilku podoficerów i co najmniej kilkunastu żołnierzy z 5 Brygady Wileńskiej. Trudno sobie zatem wyobrazić, żeby swoi zabijali swoich za wiarę albo z powodów etnicznych. Już tylko patrzeć jak Niemcy zarzucą nam mordowanie w czasie wojny Niemców na tle narodowościowym.
Nie są dla prokuratora argumentem na korzyść „Burego” – starania diaspory białoruskiej do oderwania tych ziem od Polski i przyłączenie ich do Związku Sowieckiego. Te fakty wykorzystuje nawet przeciwko niemu – twierdząc, że to na skutek tych działań – ale już nie zauważa, że nie zwrócono się o taką pomoc do władz ludowych – w pewnym sensie polskich. Mało tego – dla lepszego skutku – w petycji Białorusini pomówili władzę ludową o wrzucanie ich dzieci do ognia.
Ostrzeliwanie żołnierzy „Burego” przez Białorusinów, prokurator uznaje za „nielogiczne” – pomimo, że w jednej ze wsi odkryto w zgliszczach domu karabin maszynowy i amunicję. Logiczne natomiast jest u niego – zaganianie ludności do płonących domów – zgodnie z zeznaniami białoruskich świadków, których prokurator nie podważa. Dla tych wieśniaków – jak widać – szczególnie inspirujący jest żywioł ognia.
Prokurator daje im wiarę i nie znajduje podstaw do uznania, że wsie sprzyjały władzy ludowej, chociaż owo sprzyjanie jest żywe do dzisiaj. Stwierdza, że ostrzeliwania to stereotyp bo zeznania dowodzą, że „jak prosta wieś to nikt nikomu nie sprzyjał”. Tymczasem w 1945 r. w bielsko–podlaskim przynależność Białorusinów do PPR – będącej wówczas agenturą sowiecką – stanowiła 85 %, a pielęgnowanie tamtych sympatii pozostaje żywe do dzisiaj (2).
Odrzucił też uznanie wrogości w tych wsiach do NZW – chociaż jeden z żołnierzy proszący o owies – zarobił w głowę siekierą. Tej wrogości nie wywnioskował też prokurator po stosunku tych ludzi do oddziałów likwidujących NZW, kiedy to chłopi wzięli najpierw żołnierzy „Burewgo” za KBW i okazali życzliwość.
Nie dopuszcza, że była jaka kolwiek selekcja na chłopach białoruskich przy ferowaniu wyroków. Tymczasem „Bury” poznał tych ludzi dokładnie jako żołnierz władzy ludowej w czasie służby strzeżenia lasów państwowych w Hajnówce, a pośród jego żołnierzy byli też chłopi ze wsi dotkniętych represjami i ze wsi sąsiednich. Ta selekcja mogła być niedostateczna, ale była. Już to nawet spośród 50 wozaków – uwolniono 20, wśród których byli też i Białorusini.
Pan prokurator przykłada literę prawa obowiązującą w czasie pokoju – zapominając, że tamte wydarzenia były wciąż jeszcze wojenne, a władza ludowa była wówczas zwykłą sowiecką agenturą. Należało by zatem przykładać do nich literę prawa wojennego, jak uczynił to sąd wojskowy w 1995 r.
Cała sprawa rozpatrywana jest w oderwaniu od szerszego kontekstu historycznego – z odrzuceniem różnic w interesach narodowych zamieszkujących wspólnie różnych nacji. Tymczasem nawet odległe w czasie wydarzenia wywierają nierzadko wpływ na wydarzenia późniejsze. Zresztą odrzuca prokurator wszystko co nie pasuje mu do zamierzonego wyniku śledztwa. Takim przykładem może być fakt pominięcia napadów mieszkańców tych wiosek na żołnierzy WP we wrześniu 1939 r. i nawet napad na polski szpital polowy (3)
Zdaniem prokuratora – nie sposób przeanalizować antagonizmów powstałych między Białorusinami i Polakami, chociaż te antagonizmy są widoczne do dzisiaj (5). Nie sposób też według niego dopatrzeć się innych motywów poczynań „Burego” – niż „narodowo–religijne”. I wszystko pasuje, bo przecież to podziemię narodowe, a więc według Michnikowych racji faszystowskie. A jednak jest tutaj i novum, bo Polacy byli nauczani – przynajmniej dotychczas – że nienawidzili tylko Żydów, a tu okazuje się, że Białorusinów także.
W niniejszym tekście przyjąłem, że pan prokurator jest Białorusinem, bo jego uparta stronniczość w sprawie – polegająca na dostrzeganiu argumentów jednej tylko strony narodowościowej – zmusiła by mnie do oskarżenia go o rasizm, a tak w jego postępowaniu widzę okoliczności łagodzące.
Prokurator Dariusz Olszewski przy Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Białymstoku – zajmuje się również deportacjami Polaków z tamtego terenu na ziemię niechcianą. Czy zauważy – analogicznie do wozaków z Puchał, że łączyła ich wspólna narodowość i wiara – różna od sprawców – sąsiadów? (9)
W Komendzie NZW
Kiedy wieści o przebiegu akcji PAS na terenie bielsko–podlaskim dotarły do Komendy „Chrobry” NZW, wywołały poruszenie – bowiem ich przebieg wykraczał poza ramy wydanego polecenia w czasie odprawy Komendy Okręgu – jaka odbyła się w styczniu 1946 r. w powiecie Wysoko Mazowieckim. Rozważano sąd polowy – w związku z ofiarami wśród kobiet i dzieci, ale czas był trudny na jego przeprowadzenie i nie gwarantował – ani rzetelnego rozpoznania sprawy – ani wydania sprawiedliwego wyroku – zwłszcza, że nie dotyczyła ona byle kogo, tylko Kawalera Orderu Wirtruti Military. Uznano w rezultacie, że jeśli przewinił – będzie osądzony w wolnej Polsce. Tak też się stało. W 1995 r. został uniewinniony.
W całej pięknej karcie walki narodowej przeciw zniewoleniu Polski, przestrzegano zasad czystości prowadzonej walki. Wydarzenia w bielsko–podlaskim – były jedyne jakie wymknęły się jednak poza stosowane ramy – pomimo pewnych różnic poglądowych dowództwa Komendy na metody prowadzenia walki.
Zachował się wcześniejszy rozkaz z 30. 09. 1945 r. – komendanta Floriana Lewickiego „Lisa” do „Burego”, który został anulowany. Dotyczył pacyfikacji jednostek UBP, agend UBP (szpicle) i „zorganizowania odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej”. Komendat „Lis” jest uważany za najbardziej radykalnego – jeśli chodzi o metody walki, ale Prokurator IPN mylnie interpretuje ten rozkaz jako przeprowadzenie pacyfikacji na wrogiej ludności. „Lis” – „pacyfikacje” w sensie fizycznej likwidacji odnosi do organów bezpieki, a w odniesieniu do ludności dodaje słowo – „odwet”.
Na marginesie – trzeba też brać poprawkę na radykalność „Lisa”, gdyż wiadomo, że ci co zginęli wcześniej – tak jak on – byli dla ratujących swoje życie w śledztwach torturującej bezpieki – jedyną okazją uzasadnioną moralnie – do zrzucania na nich wszystkiego co „najgorsze”.
Metoda horroru
Prokuratorskie – współczesne oskarżenie „Burego” – jest zwykłym przestępstwem i to nie tylko ze względu na stronniczość, lecz przede wszystkim ze względu na zniesławienie „Burego” i jego żółnierzy. Zabijanie moralne w naszej cywilizacji jest bowiem gorsze od fizycznego i ma w zniewalającym pięćdziesięcioleciu ogromną tradycję.
To, że świadek oskarża, to jeszcze nie dowód, że czyn miał miejsce. A zatem do czasu udowodnienia obowiązuje zasada domniemania niewinności i ochrony dóbr podejrzanego o sprawstwo.
Czyżby nie obowiązywała prokuratora w IPN? Informacja zawiera opis zeznań – głównie jednej tylko strony – z elementami bestalstwa, okrucieństw i gwałtów nieudowodnionych. Prokurator – co prawda – część z nich odrzuca, lecz do niektórych się nawet nie odnosi. Zresztą nawet te odrzucone przez prokuratora, działają i tak silniej niż argumentacja – na zasadzie wywoływania horroru. Bełkot prokuratorski nie będzie zapamiętany, a sceny drastyczne tak. Umieszczenie czegoś takiego w internecie – dostępnym dla ludzi o różnej percepcji – jest wykroczeniem.
Właściwie sama już funkcja prokurtora przy IPN, który jest oskarżycielem, obrońcą i sędzią w jednej osobie – daje ogromne pole do nadużyć. Jest odhumanizowaniem i farsą jurysdykcji – poprzez odebranie podstawowego prawa ludzkiego do obrony. Obowiązującego – już to nie tylko w cywilizacji łacińskiej.
Prokuratorzy nie podlegają lustracji, ale przynajmniej ci – zajmujący się Żołnierzami Wyklętymi – powinni się jej poddawać honorowo i to w sposób pokoleniowy. Powinniśmy mieć pewność, że synkowie, czy może już nawet wnuczkowie – jako „dzieci resortowe” – nie zabijają naszych żołnierzy na nowo.
Nie potrzeba nam Bonda
Niegdyś podsuwałem naszej skandalistce Arnold motto tego artykułu jako temat dla niej wymarzony (6). Na próżno. Może zatem teraz podam motyw o „Burym” skoro tak bardzo go polubiła:
Cytat pochodzi z teczki IPN. Z przesłuchania kapitana Bolesława Kozłowskiego – „Grota” w białostockim więzieniu w 1951 r.. Wypowiedź dotyczy osób już nie żyjących w czasie zeznania, a więc nie jest usłużnym sypaniem, lecz wyprowadzaniem śledczego w pole spraw bezpiece znanych. Zachowałem pisownię jak w orginale ze stylem gwary regionalnej spisującego ubeka, który nie był stylem przesłuchiwanego – bo ten wyrażał się pięknym polskim językiem bez naleciałości białoruskiej. Przy okazji dedykuję go panu Poleszakowi, według którego niedokształceni NZWuowcy nic nie robili, tylko naparzali się z AKO. A tu proszę – mieli zwiady w terenie w przebraniu sowieckim, a przy okazji przebierańcy dla zgrywy – napadali na pociągi…:
„Pytanie: Co jest wam wiadomym o napadzie na pociąg w Czerwonym Borze?
Odpowiedź: O napadzie na pociąg osobowy nic mi nie jest wiadomym w Czerwonym Borze. Natomiast jest mi wiadome o zatrzymaniu pociągu na stacji w Raczyborach w końcu 1945 r., lub na początku 1946 r.. Bliżej daty nie pamiętam. W tym to czasie „Bury”, względnie komendant okręgu mjr „Lis” wysłał w patrol plut. „Stalowego” wraz ze swoim pododdziałem w kierunku stacji Raczybory. W/w będąc ubrany w mundur majora po zatrzymaniu się pociągu osobowego na stacji Raczybory z wojskiem. W tym czasie roztawił swój pododdział a sam udał się do pociągu, wydając rozkaz: „wojskowi wysiadać – kontrol”. Po wyjściu wojska z wagonu ustawił w dwu szeregu i kazał dla żołnierzy zestawić w kozły karabiny i wejść spowrotem do pociągu. Następnie „Stalowy” kazał dla maszynisty aby jechać dalej a sam zaś zebrał broń którą oddano do dyspozycji komendanta okręgu ps. Major „Lis” lub szefa (Pasu) P. A. S. Ps. „Bury”.”
Kołysanka – jadą goście
Z pewnością brzydko, ale za trud pisania, wtrącę też wątek osobisty – świadczący zresztą, że nie mogę żywić żadnych uprzedzeń do diaspory białoruskiej – bo przecież przez jednego z nich z bielsko-podlaskiego – zostałem ukołysany już jako dziecko… A było to w 1955 r. w drodze do szpitala, kiedy niosący mnie pijany Bazyl Taranta zataczał się ze mną jak świnia… Był oficerem łomżyńskiego UBP i jadąc motorem razem z zastępcą szefa UBP – sforsowali wysoki krawężnik chodnika – od którego odskoczyłem i docisnęli mnie do płotu… Naturalnie – okazali się później niewinni na rozprawie, bo ich człowiek – dr Korta nie pobrał od nich krwi do badania na rządanie pielęgniarki – argumentując: po co pobierać – widać, że pijani.
Przy okazji humanitarnego wspomnienia – bo przecież mogli mnie zostawić przy płocie, a jednak zanieśli – policzyłem tak z ciekawości; ilu przewinęło się Białorusinów przez łomżyńską bezpiekę na przełomie 1944–1956 r. i wyszło mi 63 na 298 wszystkich, co stanowi 21% udziału. Wcześniej Białorusinów w Łomży nie było. Wszyscy byli gośćmi przyjezdnymi, a w tym 41 z bielsko–podlaskiego (7). A więc Bielsko–Podlaskie było rzeczywiście antypolskim bastionem. Zagłębiem czerwonej zarazy z którego wrogie Polsce siły eksportowano po kraju – bo nie podejrzewam, że tylko do Łomży. Sytuacja miała się podobnie w KPP i milicji…
I tutaj nasuwa się wniosek, że dane statystyczne – tylko z terenu Bielska Podlaskiego – nie obrazują w pełni antypolskiego charakteru tego terenu – bowiem nie uwzględniają emisariuszy delegowanych w głąb Polski. I jeszcze jeden wniosek, a właściwie już teza, że właśnie w Bielsko–Podlaskim – musiała być jakaś conajmiej lokalna centrala sowieckiej agentury i dywersji na kraj polski… Tutaj ukłon do pasa do badaczy z IPNu – a może by zbadać migracje tego typu w całej Polsce – co dało by obraz jej zniewalania?
A oto wiadomość z ostatniej chwili. Jest już mapa na której cała Białostoczyzna z Podlasiem jest w granicach Białorusi (8). Można by się pośmiać z niepoważnego roszczenia terytorialnego – gdyby tylko było odosobnione, ale kiedy już prawie wszyscy nasi sąsiedzi – malowali podobnego charakteru mapy, a w dodatku – owe środowiska wspierane są przez siły Polsce wrogie, dla których jesteśmy zakałą w tworzeniu nowego porządkuświata…To przestaje być śmieszne.
** ** **
Kapitanie Romualdzie „Bury” – ty wiesz już najlepiej – ile wieków życia w sekundzie umierania za Ojczyznę… Mając zatem tyle czasu – wybaczysz przynudzanie i nawet prywatę… Zaspokój wszak moją ciekawość i odpowiedz szczerze: – czy warto było przenosić się do narodowców? Gdybyś pozostał z AKowcami, to może i Agnieszka Arnold by się ciebie nie uczepiła i byś był dzisiaj – być może – jak „Łupaszko” sławny… A tak, będziesz jeszcze jakiś czas bury…
Wojciech KozłowskiPrzypisy1.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/73175,burmistrz-przeprasza.html
8. http://www.kresy.pl/wydarzenia,bialorus?zobacz/bialoruskie-radio-svaboda-chce-odebrac-polsce-bialystok# lub tutaj: http://polacygrodzienszczyzny.blogspot.ca/
Wojciech Kozlowski
Źródło: http://blogmedia24.pl/node/69708
To nie „Bury” zamordował furmanów. Za zbrodniami na białoruskiej ludności w styczniu 1946 roku stoi Einsatzkommando dowodzone przez porucznika NKWD i „Smiersz” Aleksandra O. Tadeusz Kalinowski, podkomendny O. z suwalskiego PUBP zeznał: „pod dowództwem Aleksandra O., w ilości 15 osób pozorowaliśmy grupę bandycką z rzekomo innego terenu, której zadaniem było nawiązanie kontaktu z miejscowymi bandami i likwidacja ich oraz odszukiwanie osób, które mają nielegalną broń”. Na dzień 27 stycznia 1946 władze administracyjne nakazują chłopom z okolicznych wsi przybycie z furmankami do Łozic w celu rzekomo transportu drewna. I tam przypadkiem w tym dniu zjawia się oddział „Burego”? W „ustaleniach” IPN czytamy:”Grzegorz G, w swoich zeznaniach stwierdził, że był przekonany, iż w Łozicach oddział, który dokonał wyboru furmanek, to nie partyzanci, lecz poszukujący band, żołnierze ludowego wojska polskiego. Już w Łozicach wskazano mu dowódcę i zastępcę oraz poinformowano, że są to „Bury” i „Rekin”.
To wyjątkowe wydarzenie. Nigdy tak nie postępowali żołnierze Podziemia żadnej formacji. Wręcz przeciwnie. Nosili oni po dwa pseudonimy. Zachariasz Tarnowski, który po „Gromliku” objął funkcję dowódcy powiatu NSZ wśród ludności znany był jako „Dziadek” a w oficjalnych dokumentach występuje jako „Kochanowski”. Jego zastępca Adolf Twarowski to oficjalnie „Rejtan”, a dla miejscowych „Walek”. Podwójne pseudonimy mają uzasadnienie z punktu widzenia zasad konspiracji, tutaj jak widać pełnią dodatkową funkcję. Osób przezywanych na danym terenie „Dziadkami”, „Walkami, „Józkami” mogło być wiele. Były to więc raczej przezwiska niż pseudonimy, utrudniające identyfikację osoby.
„Dziadek” Tarnowski wielokrotnie chronił się w gospodarstwie mojej rodziny, raz o mało nie zastrzelił przypadkiem mego 5-letniego ojca, rodzina nie znała jednak jego prawdziwego nazwiska.
Moim zdaniem ci wskazani wojskowi to właśnie O. i Kalinowski, a nie Rajs i Chmielowski.
Oddziały bezpieczeństwa chciały dostać się w rejon wsi Sielc, gdzie prowadził gospodarstwo rodzinne dowódca NZW powiat Bielsk Podlaski Jan Eljaszuk „Gromlik”. Jak niepostrzeżenie dostać się w rejon zamieszkały przez wrogo ustosunkowaną ludność katolicką aby nie spłoszyć celu i nie zaalarmować dobrze zorganizowanej siatki konspiracyjnych informatorów? Ano trzeba rozpuszczać przed marszem wieść, że oto maszeruje pododdział „Burego” i prowadzi „ruskich” furmanów. Funkcjonariusz „Smiersza” miał już w takich akcjach doświadczenie z Suwalszczyzny, a być może także ze współpracy z Gestapo.
Żona Aleksandra Kowalewskiego, ,,Bębna”, żołnierza AK mówi: ,, (…) mąż najbardziej przeżywał, że Aleksander O. był najpierw w AK, a potem przesłuchiwał najbardziej brutalnie i mówił: »Widzisz, ty s… nu, bandyto, zdechniesz, a ja za okupacji miałem dobrze, teraz mam dobrze i jak starość przyjdzie będę miał dobrze«”.
O. chwali się, że za okupacji miał „dobrze”. Znamienne.
Jak to możliwe, że w dniu 1 lutego olbrzymie siły KBW (kilka plutonów) otaczają gospodarstwo Jana Eljaszuka „Gromlika” na kolonii wsi Sielc, o około 3 kilometry w linii prostej od Puchał, a wieczorem 1 lutego 1946 r. odbyła się odprawa dowódców plutonów i kpt. Rajs rzekomo przydzielił dowódcom zadania zniszczenia po jednej ze wsi: Zanie, Szpaki, Końcowizna. Nie przyszli dowódcy powiatu z pomocą, nie słyszeli strzelaniny? Na te pytania ipeenowscy urzędnicy nie udzielają odpowiedzi. Oni nawet nie wiedzą o walce „Gromlika”, a to już dyskredytuje ich profesjonalizm..
Oddziałom KBW udało się w dniu 31 stycznia dotrzeć w rejon Puchał o 3 kilometry od miejsca zamieszkania „Gromlika”. Następnie otoczyli zaskoczonego Eljaszuka w leżącym w pewnym oddaleniu od wsi Sielc gospodarstwie i zlikwidowali go wraz z najbliższymi członkami rodziny, w tym 1,5 rocznym dzieckiem. Zbrodni na trójce Eljaszuków dokonano nad ranem w dniu 1 lutego 1946 roku. O 3 kilometry od świeżej mogiły furmanów!
I tego samego dnia jak gdyby nigdy nic „Bury” budzi się, przeciąga, zapala papierosa, pyta czy w nocy nie było słychać czegoś podejrzanego i jak gdyby nigdy nic wydaje rozkaz do marszu na Szpaki. Kompletna paranoja!
30 furmanek po około 7 żołnierzy na podwodzie. Uzbrojonych mogło być około 200. Tymczasem Rajs dysponował maksymalnie 40-50 ludźmi. Liczba podwód byłaby dla nich zbyt duża i stanowiła niepotrzebne obciążenie.
O. demaskuje się w jednej ze swych książek, pisząc o żołnierzu podziemia, którego w dowód uznania dla jego pracy skierowano w 1941 roku do szkoły wywiadu i dywersji koło Królewca. W rzeczywistości to on sam był przez około 4 lata kursantem owej szkoły. Tłumaczyłoby to, że młody syn z chłopskiej rodziny (ur. 1923), który nie ukończył żadnych szkół już w 1945 roku wykazuje się szeroką wiedzą ogólną, bogatym zasobem słownictwa i niekwestionowanym talentem pisarskim. W podaniu do UB pisze: „Gdy ład i porządek został zaprowadzony i zyskawszy imię Pogromcy Faszystów, udałem się do ojczyzny, aby tu przyłożyć swe młode siły i rękę do gmachu potęgi naszej ojczyzny, która powoli otrząsając się ze zgliszcz i popiołów powstaje ku nowemu życiu”.
O. spotkałem raz w 1984 czy 1985 roku w na wieczorze autorskim w bursie szkolnej w Bielsku Podlaskim. Sprawiał wrażenie jak gdyby ciążyło mu, że nie może podzielić się z czytelnikami całą posiadaną wiedzą.
Właśnie za zatajenie swojej współpracy z Niemcami O. otrzymuje w 1948 roku wyrok więzienia. Przełożeni orientują się, że dysponuje on umiejętnościami jakich nie uczono na kursie „Smiersza”. Jest o wiele bardziej inteligentny od kolegów. I bardziej skuteczny, a przez to nie można mu do końca ufać.
W jego biogramie czytamy: „Po wyjściu z więzienia, O. postanowił się przekwalifikować zawodowo. Postanowił zostać dziennikarzem (był redaktorem takich pisma jak ,,Głos Koszaliński”, ,,Gazeta Białostocka” i ,,Niwa” i innych), a następnie literatem opiewającym bohaterstwo komunistycznej partyzantki. Pisał także książki o tematyce podróżniczej. Talent literacki odkrył już w czasach pracy w suwalskiej bezpiece. Jego książki wydawano w wielkich nakładach (również w ,,demoludach”, a przede wszystkim w ZSRR). Co chwila miał spotkania autorskie, wyjeżdżał na zagraniczne stypendia. Jako kombatant działał w białostockim Zarządzie Okręgowym Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZG ZBoWiD), gdzie wspólnie z towarzyszami z czasów w UB nadal uprawiał politykę zwalczania ,,faszystowskiej reakcji”.
O jakich kolegach mowa? Takich jak np. kolega Brunona Miecugowa Stanisław Wałach który zwerbował Tomasza Turowskiego), zabójca „Żubryda” i jego ciężarnej żony Jerzy Vaulin (niedawno zmarły), Michał Gnatowski (historyk z UwB), żyjący jeszcze Janusz Gwardiak łomżyński ubek i pasjonat historii. Wygląda na to, że w „Niwie” i „Czasopisie” O. wychował sobie godnego apologetę Jerzego Chmielewskiego, który od dziesiątków lat pisze o rzekomych zbrodniach „Burego”.
W takiej atmosferze zatrudnieni w IPN wychowankowie Gnatowskiego, nie mogli poczynić innych, samodzielnych ustaleń.
http://grabie.salon24.pl/638050,to-nie-bury-zamordowal-furmanow