Gdyby ktoś ćwierć wieku temu powiedział mi, że za 25 lat Polacy będą obarczani współodpowiedzialnością za holokaust, wypędzenia Niemców po drugiej wojnie światowej, a syn banderowca jako polski poseł będzie nawoływał do przepraszania Ukraińców za wyrządzone im przez Polaków krzywdy, to uważałbym, że ten ktoś jest kompletnie pijany lub, delikatnie mówiąc, zwariował.
Żadna partyzantka działająca w sposób, jaki znamy z okresu drugiej wojny światowej i tuż po jej zakończeniu, kojarzona najczęściej z „chłopcami z lasu”, nie mogłaby istnieć nawet tygodnia czy miesiąca, gdyby nie oparcie w miejscowej ludności najczęściej z wiosek, która to ludność dostarczała żywności, melin w okresach zimowych czy pomagała organizować skrzynki kontaktowe w domostwach zaufanych gospodarzy.
Niemiecki okupant doskonale rozumiał tę zależność i dlatego głównym sposobem walki z oddziałami leśnymi były pacyfikacje wiosek. Czasami poprzestawano na paleniu zabudowań wraz z inwentarzem, lecz znacznie częściej mordowano wszystkich zamieszkujących wioskę mężczyzn i dzieci płci męskiej lub wymordowywano całą ludność wraz z kobietami, starcami, dziećmi i niemowlętami.
Nawet historycy mają dzisiaj spory kłopot z ustaleniem skali pacyfikacji dokonanej na dawnych polskich kresach wschodnich. Przez tamte tereny przecież dwukrotnie przetoczył się front, doszło do ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej przez Ukraińców oraz pacyfikacji dokonywały tam nie tylko oddziały niemieckie, ale i partyzantka rosyjska oraz żydowska.
Wiemy natomiast dość dokładnie, że na terenach obejmujących dzisiejsze granice Polski niemiecki okupant spacyfikował 817 miejscowości. Jedną z największych akcji pacyfikacyjnych była ta wymierzona w wioski położone w zachodniej części Lasów Janowskich i stanowiące bazę dla operujących tam oddziałów NSZ.
Wtedy to, w wielkiej akcji przeprowadzonej przez Wehrmacht, SS, policję niemiecką i ukraińskich kolaborantów, spalono doszczętnie i wymordowano ludność wsi: Borów, Szczecyn, Wólka Szczecka, Łążek Zaklikowski, Łążek Chwałowski, Karasiówka. Warto dodać, że jednym ze sposobów mordowania było spędzanie ludzi do stodół i wrzucanie tam granatów bądź oblewanie benzyną i podpalanie.
Jestem gotów założyć się o duże pieniądze, że żaden z uczniów polskiego gimnazjum czy liceum nie będzie w stanie wymienić ani jednej nazwy z tych 817 miejscowości, a bez zająknięcia wyrecytuje słowo „Jedwabne”.
Jeżeli dodamy do tego informację, że we wspólnym, niemiecko-francuskim podręczniku historii młodzież obu państw uczy się na pamięć jednej jedynej nazwy wioski spacyfikowanej przez Wehrmacht w okupowanej Francji, to mamy obraz klęski polskiej polityki historycznej.
Trzeba dodać, że klęski spowodowanej nie poprzez głupotę i brak wyobraźni „polskich elit”, ale sprowadzonej na Polskę z wyrachowaniem i premedytacją.
Cały ten wstęp dedykuję wszystkim tym, którzy ulegli argumentacji posła Platformy Obywatelskiej, Mirona Sycza, syna striłca w kureniu UPA „Mensyky”. On to bowiem jest inicjatorem sejmowej uchwały, która ma potępić przeprowadzoną przez komunistyczne władze Polski akcję „Wisła”.
Akcja „Wisła” polegała na pozbawieniu oddziałów UPA naturalnej bazy w postaci mieszkańców ukraińskich wiosek, ale nie przez palenie i wymordowanie całej ludności, tylko przymusowe przesiedlenie jej i wywiezienie na tak zwane „ziemie odzyskane”.
Jeżeli porównamy działania Niemców i Ukraińców w stosunku do polskich wsi i ich mieszkańców to mimo niewątpliwej krzywdy, wyrządzonej ludności ukraińskiej akcja „Wisła” jawi się na tym tle jako niezwykle ludzka i humanitarna.
Potępianie wysiedleńczej akcji „Wisła” i przepraszanie, kiedy nie uczynili tego ani Niemcy, ani Ukraińcy mający na sumieniu tysiące wymordowanych polskich matek, ojców, córek, synów, dziadków i babć, zakrawa na skandal i piramidalną głupotę polskich parlamentarzystów popierających inicjatywę posła PO będącego synem skazanego w 1947 roku bandyty z Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Gdyby ktoś ćwierć wieku temu powiedział mi, że za 25 lat Polacy będą obarczani współodpowiedzialnością za holokaust, wypędzenia Niemców po drugiej wojnie światowej, a syn banderowca jako polski poseł będzie nawoływał do przepraszania Ukraińców za wyrządzone im przez Polaków krzywdy, to uważałbym, że ten ktoś jest kompletnie pijany lub, delikatnie mówiąc, zwariował.
Przypuszczam, że nie trzeba jeszcze nawet dziesięciu lat panowania okrągłostołowych elit, by z największej ofiary drugiej wojny światowej Polacy stali się znaną w każdym zakątku świata nacją katów i zwyrodnialców.
W tej bitwie o historyczną prawdę władze III RP są przeciwko nam Polakom, dlatego musimy się sami temu przeciwstawić.
Jak już mogliśmy się przekonać, kłamliwa akcja „Jedwabne” i jej ciąg dalszy pod tytułem „Pokłosie” ma na celu nie tylko przedstawienie Polaków jako morderczą dzicz, ale i pokazanie, że jedynymi motywami działania tej „zbrodniczej polskiej tłuszczy” są wyrosły na gruncie katolicyzmu „zwierzęcy antysemityzm” oraz zwykła żądza przywłaszczania sobie cudzego majątku.
Dlatego za niestrudzonym profesorem Jerzym Robertem Nowakiem czy mecenasem Grzegorzem Wąsowskim z Fundacji „Pamiętamy” przypominajmy świadectwa złożone przez samych Żydów.
Ustanówmy też, na wzór medalu „Sprawiedliwi wśród Narodów świata”, własną, polską nagrodę dla tych Żydów, którzy ocalili Polaków przed śmiercią lub wywózką podczas sowieckiej okupacji.
Jako że za taki bohaterski czyn nie groziła natychmiastowa kara śmierci, jak w przypadku Polaków ukrywających Żydów na terenach okupowanych przez Niemców, to myślę, że kandydatów-bohaterów do nagrody będą całe tysiące. Czekamy na pierwsze zgłoszenia.
Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawskiego Emanuela Ringelbluma1
Żydówka z Lwowa:
„Jeśli chodzi o Żydów, to ci odgrywali się na Polakach w sposób częstokroć bardzo ohydny; wyrażenie „To już nie są wasze czasy” bywało nie tylko zbyt często używane, ale przeważnie nadużywane. Pewnego razu sama byłam świadkiem, jak w przepełnionym wagonie kolejowym stojący Żyd zwrócił uwagę do siedzącego Polaka z pretensją, że nie ustępuje mu miejsca. Gdy Polak odpowiedział, iż nie widzi powodu, dla którego miałby to czynić, został obrzucony całą lawiną inwektyw i obelg, wśród których jak refren powtarzało się „Co pan myślisz, że to są dawne czasy?”. Takie i podobne incydenty spotykało się na każdym kroku i sprawiły one, iż żądza zemsty zapiekła się Polakom w sercach, zwłaszcza, że nie mogli się zrewanżować nawet słowami, albowiem choćby za „niewinne” „ty parszywy Żydzie” groziło pięć lat więzienia za szerzenie nienawiści narodowościowej”.
Żydówka z Grodna:
„Gdy bolszewicy wkroczyli na polskie tereny, odnieśli się oni z dużą nieufnością do ludności polskiej, zaś z pełnym zaufaniem do Żydów. Bardziej wpływowych Polaków oraz takich, którzy przed wojną zajmowali ważniejsze stanowiska, bolszewicy wywieźli w głąb Rosji, zaś wszelkie urzędy obsadzali przeważnie Żydami i im powierzali wszędzie funkcje kierownicze. Z tych względów ludność polska ustosunkowała się na ogół bardzo wrogo. Wytworzyła się nienawiść jeszcze silniejsza, niż była przed wojną. Polacy jednakowoż nie mogli dać owej nienawiści żadnego ujścia, toteż pielęgnowali ją tylko i dławili w sobie. Należy zaznaczyć, że w dużym stopniu nienawiść tę wywołali Żydzi sami, bowiem z chwilą wkroczenia wojsk rosyjskich odnieśli się oni do Polaków lekceważąco i często ich poniżali. Przybycie bolszewików przyjęli Żydzi z wielką radością. Odtąd czuli się dumni i bezpieczni, uważali się niemal za panów sytuacji, zaś Polaków traktowali z góry i arogancko, dawali im często odczuć ich niemoc i naigrywali się z nich”.
Żyd z Wilna:
„Wśród tłumu dotarłem do Wielkiej, tam obok ratusza witano Krasną Armię w całej okazałości i z całą okazałością. Szczypałem się od czasu do czasu, by się przekonać czy jestem przytomny. Ciągle podejrzewałem, że to koszmarny sen. Tyle krzyków radosnych, wiwatów na cześć Stalina, Woroszyłowi, Mołotowa, Krasnej Armii nie słyszałem nigdy i nigdzie. Jakkolwiek nie znałem dokładnie członków poszczególnych organizacji lewicowych polskich (powinno być: komunistycznych – przyp. GW) – to stwierdzam, że i takich nie poznałem. Przypuszczam raczej, że byli. Natomiast cały spontaniczny entuzjazm wywoływali Żydzi. Nie było chyba organizacji żydowskiej, która by nie miała swych powitalnych przedstawicieli. Bund na ten dzień chyba ściągnął z najdalszych okolic Żydów, by tylko pokazać, że jest tego olbrzymia masa. Krzykom i wiwatom nie było końca. Żydóweczki były bezkonkurencyjne. Ich pomysły, kto ma żyć, wprowadzały w podziw. Ich slogany, już nie Polakowi, ale przeciętnie uczciwemu człowiekowi, wywracały kiszki”.
Mniej znany raport Jana Karskiego z lutego 1940 roku:
„…Gorzej już jest np. gdy denuncjują oni (Żydzi) Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety, trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski.(…) W zasadzie jednak i w masie Żydzi stworzyli tu sytuację, w której Polacy uznają ich za oddanych bolszewikom i – śmiało można powiedzieć – czekają na moment, w którym będą mogli po prostu zemścić się na Żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni i rozczarowani w stosunku do Żydów – olbrzymia większość (przede wszystkim oczywiście młodzież) dosłownie czeka na sposobność krwawej zapłaty”.
„Nie obchodzą nas partie lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”.
Jakże aktualny i dziś fragment ulotki 6. Wileńskiej Brygady AK kpt. Władysława Łukasiuka „Młota”, Podlasie, 1946 r.
Źródła:
http://wpolityce.pl/artykuly/43 319-krotka-refleksja-zainspirowana-filmem-poklosie-oparta-na-cytatach-z-materialow-pomocniczych-do-nauki-o-polsce-i-swiecie-wspolczesnym
(1) Od października 1939 Emanuel Ringelblum gromadził materiały i dokumenty na temat sytuacji Żydów w okupowanej Polsce (często opierając się przy tym na własnych notatkach i kontaktach). Wiosną 1940 zdołał pozyskać do współpracy grupę kilkudziesięciu żydowskich pisarzy, nauczycieli, naukowców i działaczy społecznych. W ten sposób narodziło się podziemne Archiwum Getta Warszawskiego („Archiwum Ringelbluma”). Ze względów konspiracyjnych przyjęło ono nazwę „Oneg Szabat” (pol. „Radość szabasu”), którą wybrano ze względu na fakt, iż zebrania pracowników odbywały się najczęściej w soboty (za Wikipedia)
Źródło: Warszawska Gazeta |