smKiedy w listopadzie ubiegłego roku ogłoszono, że według sondażu Millward Brown SMG/KRC aż 36 procent Polaków skłania się do tezy mówiącej, że w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku doszło do zamachu wiodące media się dosłownie zagotowały. Temperaturę podniosła dodatkowo informacja o tym, że aż 63 procent ankietowanych jest za powołaniem międzynarodowej komisji do spraw wyjaśnienia przyczyn tragedii.

Większość zaprzyjaźnionych z władzą stacji telewizyjnych, radiowych i gazet, wytykało, że winna jest bierność rządu i prokuratury. I tu nastąpiło coś zadziwiającego.
Te pretensje nie dotyczyły ewidentnych matactw, kłamstw, zaniechań i manipulacji, ale języka tego przekazu i braku „dania odporu” „fantasmagoriom”, „bzdurom” i „niedorzecznościom” płynącym z zespołu Macierewicza oraz już przeszło setki uczonych z Polski i zza granicy.
Jednym słowem ta panika i pretensje tak naprawdę nie wynikały z pragnienia dojścia do prawdy, ale winowajcą okazał się mało skuteczny język propagandy nie dość energicznie wbijający w polskie głowy baśń o pancernej brzozie ściętej przez słabo wyszkoloną załogę rządowego TU-154 M z prezydencką delegacją na pokładzie.

Wykręcając do sucha tę medialną salonową brudną ścierę pozostaje w niej tylko jeden skowyt rozczarowanych funkcjonariuszy systemu zwanych dziennikarzami mówiący:
To przez ciebie Donaldzie Tusku. My tu nadstawiamy własny tyłek, harujemy i łżemy od świtu do nocy, a ty i prokuratura się lenicie sądząc, że my, zaprzyjaźnione media wszystko załatwimy za was tylko, dlatego, że już od samego początku staliśmy się zakładnikami tego smoleńskiego kłamstwa. 

Nie wiem czy ta cała spanikowana coraz bardziej koalicja kłamstwa zdaje sobie sprawę, że taka reakcja na ów niewygodny sondaż wzmocniła tylko spójny oraz logiczny scenariusz smoleńskiej tragedii wyłaniający się z ustaleń sejmowego zespołu kierowanego przez Antoniego Macierewicza.
Pamiętamy doskonale, że „pancerna brzoza” i „załoga, która popełniła błąd” od samego początku funkcjonowały niemal równolegle z wersją zamachową, z tym, że polsko-ruska narracja była tak głośna, nachalna, bezczelna i przygważdżająca, że „zamachowcy” na jakiś czas zeszli do podziemia, a wielu prawicowych publicystów nazywanych dzisiaj „niepokornymi” wywiesiło tchórzliwie białe flagi de facto wspierając kłamców i zdrajców.

Nie będę tu bawił się w podawanie nazwisk, wszak „…w niebie większa będzie radość z jednego nawróconego, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.”
Z satysfakcją muszę jednak odnotować, że Warszawska Gazeta nigdy takiej białej flagi nie wywiesiła, podobnie jak Gazeta Polska, Nasz Dziennik, Radio Maryja i TV Trwam.

A teraz wyjaśnię czytelnikom, co by się w Polsce działo po 10 kwietnia 2010 roku gdyby rząd prokuratura i wspierające ich media były rzeczywiście w stu procentach pewne, że w Smoleńsku nie doszło do żadnego zamachu. Spróbuję, też przekonać, że i sam Adam Michnik ze swoja załogą pod pokrywającą ich maskownicą z brzozowej kory pełni są obaw, wątpliwości, w których aż roi się od cząsteczek trotylu i paraliżującego odgłosu dwóch wybuchów potwierdzonych już przez 24 świadków.

– „Nie sądzę, by zwolennicy „religii smoleńskiej” przyjęli do wiadomości wiedzę, że nie było zamachu ani spisku Putina z Tuskiem. Fanatyzm jest schorzeniem specyficznym i długotrwałym” – pisał Adam Michnik wychwalając raport Millera. Te słowa można potraktować, jako obowiązujące wszystkie salonowe media propagandowe motto, jednak wypowiedziane nieszczerze i bez przekonania, służące tylko ukryciu prawdy.

Otóż to „specyficzne i długotrwałe schorzenie”, czyli „fanatyzm” było uleczalne i to natychmiastowo, podobnie jak zdemaskowanie wszystkich tych opowiadających „bzdury” i „fantasmagorie” o zamachu. Oczywiście uleczalne tylko pod warunkiem, że sekta „pancernej brzozy” naprawdę nie dopuszcza myśli o smoleńskiej zbrodni.

Już zaraz po katastrofie Gazeta Wyborcza, TVN24 oraz cała reszta tego salonowego towarzystwa powinny alarmować rząd Tuska głośnymi apelami i pisanymi tłustym drukiem tytułami:
„Po co ten szaleńczy pośpiech z pochówkami?”
„Pozwólcie otworzyć trumny, nie dawajcie pożywki oszołomom”
„W każdym przypadku śmierci nagłej polskie prawo wymaga wykonania sekcji zwłok, zróbcie to, nie dawajcie amunicji Macierewiczowi”
„Dokonajcie natychmiast ekshumacji ciał zanim degradacji ulęgną tkanki miękkie. Zaniechanie tej czynności to pożywka dla fanatyków” 
„Dopuście do ekshumacji i sekcji, zgłoszonych przez rodziny patologów sądowych. Jeżeli tego nie uczynicie to uwiarygodnicie tylko teorię zamachu”

Jeżeli nie wykonano tych wszystkich czynności, które były w polskiej gestii, a niektóre nawet wymagane prawem i nikt z sekty „pancernej brzozy” nawet oto nie apelował to musimy dzisiaj uznać, że wybrano tak zwane mniejsze zło.

Polega ono na tym, że lepiej i bezpieczniej jest mówić o „fanatykach” i „oszołomach” wierzących w „bzdury” o „jakimś zamachu” niż dopuścić do ujawnienia twardych dowodów zbrodni.
Ale w takiej sytuacji to wasze „mniejsze zło” drogie panie i drodzy panowie z rządu prokuratury i zaprzyjaźnionych mediów nazywa się: ZDRADA STANU, WSPÓŁUDZIAŁ W ZBRODNI, PRÓBA ZACIERABNIA ŚLADÓW.

Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta